Borubar, człowiek z Ministerstwa Prawdy, odchodzi na zasłużoną emeryturę
Przyznam, że nie wiem, czemu tak jest, ale mimo iż jest całe mnóstwo okazji do wspominania czegoś, co ostatecznie zapisało się w naszej najnowszej historii, jako „przemysł pogardy” – inna sprawa, że ja tu zdecydowanie bardziej wolę określenie „przemysł nienawiści” – dla mnie na pierwszym miejscu zawsze już będzie stał ów niezwykły projekt pod nazwą „Borubar”. Jak niektórzy z nas pamiętają, przez ponad cztery lata swojej prezydentury Lech Kaczyński był dręczony na wszelkie możliwe sposoby, poczynając od zwykłych szyderstw, przez najbardziej wymyślne obelgi i kłamstwa, aż wreszcie po ostateczne rozwiązanie w Smoleńsku, ów „Borubar” jednak robi wrażenie czegoś wyjatkowo złego. Przez te wszystkie lata, podobnie zresztą jak w latach poprzednich i tych, które nastąpiły później, nie mieliśmy do czynienia z projektem tak doskonale szatańskim.
Dzięki owemu projektowi wyatwaiano Lecha Kaczyńskiego na pośmiewisko przez wiele długich lat, a też zapewne i dziś to tu to tam on znakomicie spełnia swoje cele, a ja od samego początku wiedziałem, że jest tak naprawdę tylko jedna osoba, która mogłaby jednym krótkim gestem to zło uciszyć, a mianowicie sam Artur Boruc. Jestem głęboko przekonany, że gdyby on w odpowiednim czasie wystąpił publicznie i ogłosił, że nie ma najmniejszej wątpliwości, że Prezydent doskonale wie, jak on ma na nazwisko, że odcina się od tej nagonki i że sobie nie życzy, by go wciągać w coś tak podłego, to zło dostałoby fangę w ryj, a świat automatycznie stałby się lepszy.
Niestety, z tego co wiem, Artur Boruc w tej sprawie zabrał głos tylko raz, na samym początku, kiedy poproszony przez któregoś z nich o komentarz odpowiedział: „Jeśli na moje mecze mają przychodzić tacy kibice, wolę grać przy pustych trybunach”. Dlatego też, kiedy wczoraj Telewizja Polska urządziła wielką fetę na cześć Artura Boruca właśnie, z okazji jego ostatniego występu w reprezentacji, a przy tym wręcz stawała na głowie, by pokazać, jaki z niego prawdziwy polski patriota i katolik, to ja przepraszam bardzo, ale mnie proszę do tego nie mieszać. Dla mnie Artur Boruc póki co pozostaje cześcią owego diabelskiego przekrętu i dopóki on nie zabierze w tej sprawie głosu po raz drugi, ja sobie nawet nie życzę słyszeć jego nazwiska.
Minęło już wiele lat i zdaję sobie sprawę z tego, że są tu osoby, które nie bardzo wiedzą, w czym rzecz. Dla nich więc – ale też i dla nas, bo czemu nie – przypominam swój stary bardzo tekst o Borubarze, człowieku z Ministerstwa Prawdy. Zapraszam.
W ciągu paru ostatnich dni, wśród osób komentujących na moim blogu, pojawił się kilka razy, podpisujący się różnie osobnik, którego komentarze niezmiennie zawierały absolutnie niemerytoryczne bluzgi pod adresem prezydenta Kaczyńskiego. Komentator ten nie komentował, nie polemizował, nawet nie krytykował w sposób szczególnie złośliwy. Jego komentarze stanowiły czyste obrażanie Prezydenta, przy użyciu najbardziej wulgarnego i chamskiego języka, dla samej satysfakcji obrażania. Mimo że z zasady nie usuwam jakichkolwiek komentarzy pojawiających się na moim blogu, w przypadku tego kogoś zrobiłem wyjątek. Z tego jednak co on pisał, zostało mi w pamięci jedno. O prezydencie – choć same epitety zmieniały się nieustannie – niezmiennie mówił „Borubar”. Domyślam się, że w pewnym momencie uznał on, że to, iż Lech Kaczyński wymyślił, że piłkarz Boruc nie nazywa się Boruc, ale Borubar, jest wystarczającym powodem, żeby tępić Prezydenta na najwyższych rejestrach.
Kiedy czytałem wpisy tego dziwnego człowieka, kasowałem je, czytałem kolejne, znów je kasowałem i znów czytałem następne, zastanawiałem się nad destrukcyjną – destrukcyjną w naprawdę szatańskim stylu – potęgą mediów. Bo nie jest tak, że ten komentator narodził się sam z siebie. Nie jest tak, że on sobie chodził po świecie, czytał książki, wracał z pracy, oglądał telewizję i w tym czasie osiągnął opisany przez mnie stan. On został stworzony przez medialną propagandę i manipulację, która przez ponad dwa lata sączyła w jego serce i w jego duszę odpowiednio dobraną truciznę i ostatecznie zrobiła z niego idealnego robota, by, jako jeden z wielu podobnych sobie, mógł – razem ze swoim stwórcą – budować nowe czasy.
Chciałbym dziś skupić się tylko na tym jedynym, zapamiętanym przeze mnie, elemencie zjawiska, o którym mówię, mianowicie na owym „Borubarze”. Ponieważ chcę wiedzieć, o co chodzi, zaglądam na youtube i tam znajduję jednominutowy filmik zatytułowany „Pan Prezydent o meczu z Austrią ... ‘Roker Perejro’ i Artur ‘Borubar’” http://pl.youtube.com/watch?v=gtg7Otj14rE.
Sprawa polega na tym, że po zremisowanym przez Polskę meczu z Austrią, dziennikarz Polsatu zwrócił się do Prezydenta z prośbą o ogólną ocenę tego, co się właśnie stało. Prezydent przez minutę opowiada o swoich wrażeniach, jego wypowiedź jest spokojna, stonowana, płynna – zwyczajna wypowiedź prezydenta Kaczyńskiego na temat meczu. Pod sam koniec swojej wypowiedzi, Prezydent mówi następujące słowa: "ALE DOBRY TEŻ BYŁ NASZ BRAKMKARZ, ARTUR BORUC, BARDZO". Ponieważ, jak mówię, jest to już koniec całej kwestii, Lech Kaczyński mówi z naturalnie opadającą intonacją, co sprawia, że końcówka zdania jest niewyraźna, a biorąc pod uwagę fakt, że dykcja Prezydenta, jak zwykle, pozostawia wiele do życzenia, z tego „bardzo” pozostaje tylko zaakcentowana pierwsza sylaba „bar...”.
W opowiadaniu J.D.Salingera „Just Before The War With Eskimos”, brat Seleny zwraca się do Ginnie z pytaniem: "Jeet yet?" Ginnie oczywiście nie rozumie, więc brat Seleny powtarza pytanie: "Jeet lunch yet?" Ponieważ pojawił się ów lunch, Ginnie wie, że brat Seleny nie jest idiotą, tylko chce ją poczęstować kanapką z kurczaka, tyle że mówi niestarannie. Skąd Ginnie wie, że brat Seleny nie jest idiotą? Stąd, że to jest oczywiste. Gdyby był idiotą to by się zachowywał jak idiota i można by było mu ten idiotyzm udowodnić na tysiąc innych sposobów, niż czepiając się jego wymowy.
Każdy normalnie myślący człowiek wie, że w świecie, w którym żyjemy, to co słyszymy jest przetwarzane na dziesiątki różnych sposobów. Nasz głos może być niewyraźny, ponieważ odbija się echem, albo jest zagłuszany przez hałas, albo ginie wśród innych szmerów, czy wreszcie może być niewyraźny, bo mówimy niewyraźnie. Mówimy natomiast niewyraźnie też z różnych powodów. Albo mamy wadę wymowy, albo mamy marną dykcję, albo nam się mówić wyraźnie nie chce, albo jesteśmy zmęczeni, albo akurat z jakiegoś powodu coś nam się powiedziało niewyraźnie. Jedni z nas więc mówią, inni słuchają i choć oczywiście lepiej by było, gdyby jedni mówili wyraźnie, a drudzy słuchali uważnie, to tak się często dzieje, że coś się w tej transmisji psuje.
W tej sytuacji jednak, mamy swój rozum i doświadczenie i oczytanie i wyobraźnię, więc często potrafimy się domyślić, kto co do nas mówi, mimo, że słowa są nieczytelne. Wiemy to i tylko niektóre przesadnie ambitne dzieci, kiedy słyszą coś, co brzmi im absurdalnie, zamiast uznać, że albo źle usłyszały, albo, że ktoś coś powiedział niewyraźnie, albo wręcz się przejęzyczył, wybuchają szyderczym śmiechem i zaczynają się głupio popisywać. Ojciec mówi na przykład: „Idź juśsie myć!”, a piekielnie inteligentny pięciolatek pyta: „Juśsie? Co to znaczy juśsie? Kto to jest Juśsie? Nie znam nikogo takiego”.
W przypadku Borubara, nie sugeruję, że doszło do kontaktu Prezydenta z jakimś głupim jeszcze, choć, jak mówię, ambitnym dzieckiem. Nie było tak, że jakiś dziesięciolatek-prymus, po meczu Polski z Austrią, obejrzał rozmowę z Prezydentem, uznał, że Prezydent zamiast Boruc, powiedział Borubar i że warto by tę wypowiedź wbić na youtube’a i pokazać całemu światu, jaki to z Lecha Kaczyńskiego palant. Takich głuptasów nie ma nawet wśród dziesięcioletnich prymusów.
Uważam, że było inaczej. Któryś z dorosłych uczestników tego, co się powszechnie nazywa walką polityczną, bądź, być może, ktoś zatrudniony na etacie przez odpowiednią sekcję w Urzędzie Rady Ministrów, albo odpowiednią komórkę wewnątrz współpracujących z obozem rządzącym mediów, słuchając wypowiedzi Prezydenta, zwrócił uwagę na tę, słynną już dziś, sekwencję i postanowił, że to może się okazać jeszcze większym hitem, niż Irasiad, czy wieśmaki. No i tego Borubara wylansował.
Proszę zwrócić uwagę. Prezydent w tej samej wypowiedzi faktycznie powiedział „Perreiro” zamiast „Guerreiro”. Pomylił się. Pomylił się, bo może myślał, że Roger Guerreiro nazywa się Perreiro, albo po prostu Perreiro – co akurat mnie nie dziwi – zabrzmiało mu bardziej naturalnie i się zagapił. Ale proszę, zwróćcie też uwagę, że z tego „Perreiro”, media nie zrobiły takiego cyrku, jak z Borubara. Dlaczego? Dlatego, bo Kaczyński faktycznie się pomylił, a jego pomyłka – właśnie przez to, że się zdarzyła – była naturalna. A skoro naturalna, to mało użyteczna dla akcji zniesławiającej Prezydenta. Borubar, to co innego. Borubar gwarantował sukces.
Oczywiście, w normalnie funkcjonującym społeczeństwie, ten numer by nie przeszedł. Z tej prostej przyczyny, że normalni członkowie normalnie funkcjonującego społeczeństwa, przede wszystkim nie uwierzyliby, że ktoś, i to niekoniecznie nielubiany przez nich prezydent, ale ktokolwiek, mógłby wykazać się aż taką wyobraźnią, żeby nazwisko Boruc przekręcić na Borubar. Boruc mógłby się zmienić w Boruta, albo Goruta, ewentualnie nawet w Borysa, ale – na Boga – nie w Borubara. I nieważne też by było, czy dla przeciętnego obserwatora miałby ten ktoś przekręcić to nazwisko w tak fantazyjny sposób z tego powodu, że zawsze myślał, że to nie Boruc, tylko Borubar, czy przez to, że się przejęzyczył, czy nawet przez to, że nagle pomieszało mu się w głowie i zapomniał, a jak już sobie przypomniał, to właśnie tak jakoś bez sensu. Standardowo myślący człowiek tego „Borubara” by nawet nie usłyszał. Normalny człowiek albo nie zrozumiałby końcówki wypowiedzi Prezydenta, albo by zgadł, że Prezydent wypowiedział na końcu słowo „bardzo", tyle że niewyraźnie. A najprawdopodobniej w ogóle by się nad tym nie zastanawiał, bo i trudno analizować każdy akcent w każdej wypowiedzi każdego człowieka, który mówi albo do nas, albo obok nas to tu to tam, od rana do wieczora. No, ale kiedy się kogoś naprawdę nienawidzi i kiedy nie jest się w stanie poradzić sobie z tą nienawiścią w sposób rozumny, to wówczas dochodzi do sytuacji najbardziej kosmicznych. Wtedy, albo z wyrachowania, albo z czystego zaślepienia, człowiek – niekiedy zupełnie z pozoru zwyczajny i w innych sytuacjach bardzo rozsądny – zaczyna się zachowywać, jak kompletny wariat.
Sam niedawno przeżyłem podobną sytuację. Tu na blogu, w którejś z moich odpowiedzi na komentarz popełniłem prosty literowy błąd, polegający na tym, że, starając się bardzo szybko reagować na napływające wciąż komentarze, zamiast „mądrość”, napisałem „mądroś” i popędziłem dalej, nie patrząc na to, co wysłałem. Na to otrzymałem od pewnego językoznawcy potwornie długi elaborat, tłumaczący mi i innym, na poziomie najbardziej zaawansowanej inteligenckiej paplaniny, w jaki sposób to, że zapomniałem wbić do słowa „mądrość” ostatniej literki świadczy o moich intelektualnych i kulturowych niedostatkach. Na to, zabrała głos pewna pani psycholog, która, w równie mądrych słowach, dorzuciła swoje trzy grosze na temat tego, jak mój stan psychiczny może wchodzić w interakcję z moją kulturowością.
I to jest dla mnie idealny przykład na to, jak osobista niechęć może człowieka doprowadzić do zaburzeń na poziomie zupełnie podstawowego rozsądku. A to, co tu przed chwileczką opowiedziałem, byłoby pewnie nieistotne – w końcu ani ten pan od języka, ani ta pani od dusz, nie pełnią na tyle ważnych społecznie funkcji, żeby swoimi głupstwami szkodzić na szerszą skalę – gdyby nie symbolizowało czegoś o wiele bardziej niebezpiecznego. Bo otóż stało się tak, że ktoś, bardzo przejęty rolą rządowego propagandzisty, postanowił, że taki Borubar może długo i skutecznie się przydawać, jako kluczyk otwierający kolejne drzwi z napisem: „NIENAWIŚĆ”. I w pewnym momencie okazało się, że dzięki temu zagraniu, udało się skutecznie wyhodować całe tabuny takich nasączonych tą czarną miazgą umysłów, jak ten, od którego wątku zacząłem dzisiejszy mój tekst.
A ich się już nie da tak łatwo wyłączyć. Oni będą się żywić swoją nienawiścią – nienawiścią autentyczną, nie taką tam nienawiścią, o której ostatnio słyszeliśmy aż nazbyt często – i będą tę swoją nienawiść kultywować, doglądać jej, dbać o nią, jak o swój ogródek, a w niej sadzić bardzo czarne kwiatki, z których kiedyś wyrośnie coś, co przestraszy wszystkich.
Ich samych też nie oszczędzi.
No, no! To dopiero były czasy. Dziś jednak jest już zupełnie inaczej. Artur Boruc kończy z reprezentacją, a ja zapraszam jak zawsze do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Warto. Naprawdę warto.
tagi: lech kaczyński artur boruc borubar
![]() |
krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 10:01 |
Komentarze:
![]() |
qwerty @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 10:08 |
tak to jest egzemlifikacja: nienawiści, opętania, obłąkania, zawiści, ....;
pisząc na różnych klawiaturach te same konfiguracje znaków często są degenerowane przez indywiualne, mechaniczne cechy ;- częsta zmiana kolejności liter lub podkładki znaków [na sąsiednie - co jest skutkiem np. quasiprostopadłości uderzeń w kalwiaturę] a w tle są programy nadzorujace skłładnię, ortografię i ... oraz podpowiedzi wyrazowotekstowe - to jest nowy wkurzający świat
![]() |
qwerty @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 10:10 |
zawsze dochodzi do tego, że im w życiu wyrywa się pytanie: za co mnie to spotyka? a odpowidzi nie sa w stanie przyjąć
![]() |
krzysztof-osiejuk @qwerty 11 listopada 2017 10:08 |
11 listopada 2017 11:17 |
Przepraszam, ale nie jestem w stanie tego skomentować.
![]() |
stanislaw-orda @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 11:47 |
Boruc to pospolity burac.
![]() |
Shork @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 11:57 |
podobnie było z szalikiem kibicowskim, na który najpierw popatrzył, a potem odwrócił. Pamiętam jak zginął, poszło w eter, że był hamulcowym, a lemingi chwyciły się tego jak Kuźniar mikrofonu, moim ulubionym zgaszeniem dyskusji było pytanie ile to ustaw zawetował.
Leming rwał się do internetu, żeby sprawdzić, po czym zamykał mordę.
![]() |
Caine @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 12:30 |
Kolejny dowód, że przeciętne umiejętności na boisku nie przekładają się na jakieś szczególne waluty umysłowe. Pamięta ktoś jeszcze tego śmieszka Balotelli?
![]() |
stanislaw-orda @Caine 11 listopada 2017 12:30 |
11 listopada 2017 12:44 |
To tylko skutek aspiracji kopaczy piłki do ilorazu.
Mysle, że mu podsuflowano inkryminowany komentarz.
A on pozuł się w "dobrym towarzystwie".
![]() |
Kuldahrus @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 13:28 |
"...a w niej sadzić bardzo czarne kwiatki, z których kiedyś wyrośnie coś, co przestraszy wszystkich.
Ich samych też nie oszczędzi. "
Sprawdziło się wielokrotnie.
|
Wolfram @krzysztof-osiejuk |
11 listopada 2017 16:11 |
Media wprowadziły do obiegu dowcip zastępczy, by tamto zdarzenie przesłać w niebyt i osłabić wyraz.
Mówi się, że Boruc w szatni powiedział Prezydentowi, kiedy ten pochwalił się, ze grał na bramce - że pewnie strzelcy celowali ponad nim, czym zrobił aluzję do wzrostu Prezydenta. Wszyscy ponoć zamarli - ale Prezydent, człowiek wielkiej miary, poczucia humoru i błyskotliwy odrzekł: - "ale dolne broniłem" - czym rozładował napięcie i dał dowód swej wielkości.
Teraz o piłkarzach. Piłka nożna to sport zespołowy. To oznacza, że nie jest to sport taki, jak dajmy na to tenis czy jeździectwo - gdzie wystarczy mieć odpowiednią ilość pieniędzy, zdobyć kilka uprawnień i można polegać na sobie i szczęściu. W piłce nożnej wybiegnięcie na boisko zależy od trenera, a żeby wybiec należy na ogół płacić. To tak jak w Afryce - trzeba zapłacić agentowi, by Makumba pojechał do Europy i zrobił karierę. Dobra gra, to mało. Oczywiście nie jest to płacenie oficjalne - tylko pod stołem. Po prostu spora część piłkarzy, posługując się konwencją TVN-u to dzieci łapowników o murzyńskiej mentalności - więc nie oczekujmy zbyt wiele. Nie każdy ma klasę.
Piłkarze skojarzyli mi się z van Goghiem - to już dawno nie jest ćwiczenie ciała i szlachetna rywalizacja - tylko wielki biznes. Można napompować klub i opchnąć go Arabom, Chińczykom albo ruskim.
Piłkarze mają o tyle lepiej od malarzy, że ich cena rośnie, dopóki są sprawni - więc są w lepszej sytuacji.