-

krzysztof-osiejuk : To ja

Dreszyn, czyli miłość, miłość w Zakopanem

Każdy kto czyta blog mojego kolegi, partnera i wydawcy, Gabriela Maciejewskiego, miał zapewne okazję czytać jego trzy ostatnie teksty i przy tym dojść do wniosku, że Maciejewski to, co bardzo prawdopoodbne, obecnie najwybitniejszy pisarz na świecie. Dla mnie oczywiście, jako dla jego kumpla, autora i partnera, ów fakt stanowi powód do nadzwyczajnej satysfakcji, jednak również, a kto wie, czy nie przede wszystkim, bardzo poważne zmartwienie. Otóż ja autentycznie zaczynam mieć wątpliwości, czy w ogóle istnieje dla mnie jakikolwiek sens, by poza uczeniem języka angielskiego – w czym z całą pewnością od Maciejewskiego, a nie tylko od niego, jestem znacznie lepszy – zajmować się pisarstwem. Ponieważ biorę pod uwage, że możemy mieć tu do czynienia jedynie z przelotnym kryzysem, stoję w pozycji wyprostowanej, jednak na wszelki wypadek nie wrzucam dziś nic nowego, lecz zamiast tego przypominam swój stary, bo jeszcze z 2011 roku, tekst o – cokolwiek by to miało znaczyć – „dreszynie”. Może dzięki temu wspomnieniu nasze wspólne nastroje, gdy chodzi o rok 2018, gdzie szczęśliwie, zamiast Janiaka i Malinowskiej, będziemy mieli Sławomira i Rodowicz będą nieco lepsze.

 

 

 

 

       Parę dni temu, zainspirowany estetyczną ofertą magazynu ‘Viva’, przedstawiłem nieco bardzo ponurych refleksji na temat zbliżenia polsko-ukraińskiego, jakie mogliśmy w ciągu minionych trzech lat zaobserwować w naszym kraju. Przede wszystkim poszło o okładkę najnowszej ‘Vivy’, przedstawiającą pewnego Janiaka i jego żonę Malinowską, ozdobionych dwójką małych dzieci i tytułem „Karolina Malinowska & Olivier Janiak – Prawdziwe życie najmodniejszej polskiej pary”. To że sama okładka robi właściwie wrażenie wystarczające, nie podlega dyskusji, jednak całość efektu została skutecznie dopełniona przez zamieszczony wewnątrz numeru fotoreportaż z imprezy, jaką środowisko zorganizowało owemu Janiakowi z okazji 10 urodzin jego telewizyjnego programu. To właśnie po obejrzeniu tych zdjęć można było poczuć ten dawny wiatr ze wschodu.

      Ponieważ wspomniane wydanie magazynu ‘Viva’ wciąż jest u nas w domu przekładane z miejsca na miejsce – nie wyłączając łazienki – nie dało się uniknąć tego, byśmy w sposób jak najbardziej naturalny zapoznali się z większą częścią jego zawartości. Zdaję sobie sprawę, że kierując uwagę czytelnika w stronę prasy kolorowej, ryzykuję być może nawet utratę czci, niemniej mam nadzieję, że kiedy już dokładnie wyjaśnię pobudki, jakimi się tu kieruję, może nie będzie aż tak źle. A mogę z czystym sumieniem wszystkich zapewnić, że myśli, jakie mi w tym momencie chodzą po głowie, nie są ani kolorowe, ani tym bardziej błyszczące kredą.

       Otóż, z powodów o których już wspomniałem, stało się tak, że zajrzałem do głównego artykułu najnowszego wydania ‘Vivy’ i już dokładniej zapoznałem się z tym, co to za ludzie ten Janiak i Malinowska. Głównie przez przedstawione tam zdjęcia, ale też w związku z fragmentami ich wypowiedzi. Najpierw zdjęcia. Na pierwszym z nich, widzimy Malinowską – ni stąd ni z owąd w okularach – z uwodzicielsko zadartą nóżką i opartą o dziecięcy wózek. Na kolejnym, zrobionym w łazience tych państwa, widzimy opartą o umywalkę i rozkraczoną Malinowską w czymś, co z dołu wygląda jak majtki. Obok niej, w prysznicu stoi Janiak, tyle że ani w majtkach ani rozkraczony, natomiast w pełnym stroju wyjściowym. Jeśli ktoś myśli, że żartuję, to zapewniam, że ani trochę. Ona wskakuje na umywalkę, natomiast on jest zamknięty w prysznicu w butach kowbojkach i w całej reszcie. Na zdjęciu następnym, Janiak leży rozwalony, w wyjściowym garniturze na sofie, podczas gdy rozkraczona Malinowska na niego włazi i zrywa mu z kołnierza muszkę. I tak dalej.

      Ja oczywiście orientuję się trochę, co to znaczy „sesja dla Vivy”. Przychodzi do gwiazdy banda tzw. stylistów, o dokładnie tej samej estetycznej wrażliwości, co sama gwiazda i na mniej więcej tym samym poziomie intelektualnym, ustawia ją tak, by z ich punktu widzenia wyglądała pięknie, a następnie robi serię zdjęć i już. Tu jednak, mam wrażenie, została przekroczona pewna granica. Na każdym z tych zdjęć, zarówno Malinowska jak i Janiak, wyglądają jak kurwy z ruskiej rozkładówki. Na domiar złego, i on i ona szczerzą się w tych swoich pozach w towarzystwie małych dzieci. Zdjęcie Malinowskiej z wózkiem jest tu autentycznie bulwersujące. Te okulary, te szpilki, to powłóczyste spojrzenie prosto w obiektyw, ten tyłek na wierzchu, ta dłoń na biodrze, ta zadarta noga, no i wreszcie ten dziecięcy wózek. Daję słowo, że ja tu nie widzę innego sensownego przekazu, jak tylko ten: Bierz mnie na tym wózku. A zatem jest ostro. Bardzo ostro.

      I teraz oto robi się naprawdę ciekawie, bo Malinowska zaczyna mówić: „Tylko nie lukruj. My nie jesteśmy ciasteczkiem z kremem, tylko parą najzwyklejszą pod słońcem. Żyjemy tak jak inni. Nie żadni fashion people”. I dalej: „Niedawno urodził im się drugi syn – Christian. Starszy, Fryderyk, niebawem skończy dwa lata. A oni? Są coraz bardziej, bo świadomie, zakochani. Już nie tylko w sobie, ale też w zwykłym życiu, jakie wiodą, w domu, jaki stworzyli, w rodzinie, której dali fundamenty”. I dalej: „Ona raczej zamknięta, dużo mysli, mniej mówi. Najbardziej lubi zamknąć się wieczorem z książką – ulubioną ‘Mistrz i Malgorzata’ mogłaby czytać na okrągło – lub obejrzeć ulubiony serial ‘Na wspólnej’”. On natomiast „jest staroświecki. Odpowiedzialnie podchodzi do miłości, małżeństwa i rodziny. Zwłaszcza teraz, gdy są dzieci”. „Jak żyje na co dzień taka top para? Przecież to niemożliwe, by obywali się bez ekstrawagancji. A jednak. Nie mają willi z basenem. ‘Wystarcza nam mieszkanie na Pradze. Praga jest trochę jak łódzkie Bałuty, czyli zawsze jak w domu, śmieje się Karolina”. No i wreszcie są zakupy: „Ona lubi na co dzień ubrania z odzysku. Z second-handów. Raczej ‘dreszyn’ niż ‘fashion’. Nie jest rozrzutna”.

      I tu nadchodzi bardzo dobry moment, żeby zabrać się za prawdziwy temat tych refleksji. Do tego jednak musimy wyobrazić sobie coś bardzo szczególnego. Jest sobotni ranek. Janiak się budzi, przygotowuje Malinowskiej śniadanie, ona z kolei prasuje mu koszulę i schodzi na dół. A przy stole siedzą już Piotrek, Dziamdziak i Sreliński – okazuje się, że Olivier, Fryderyk i Christian to czysta zmyłka – następnie Janiak zakłada swoje kowbojki i czerwoną marynarkę, ona szpile i miniówę na pupę, biorą dzieci i wózek i wyruszają na zakupy do starej szmaty, żeby Malinowska mogła sobie kupić jakiś tani „dreszyn” z odzysku. Mało tego. Należy się przygotować na dodatkowy „thrill”. Bo kiedy oni już wydadzą tych parę złotych w starej szmacie na ów „dreszyn” raczej, niż na „fashion”, pchają dalej ten wózek i… prosto do Biedronki. A tam? Co za radość! Sami znajomi! Jadwiga Staniszkis, Monika Olejnik, Donald Tusk z żoną i dziećmi. Janiak patrzy w stronę wejścia, a tam już wchodzą Justyna Steczkowska z Krzywym. A za nimi Gosia Baczyńska z Magdaleną Szejbal i wszyscy machają do niego już z daleka. Malinowska podjeżdża ze Sralińskim pod nabiał, a tu, co za niespodzianka – Agata Młynarska z Korą, która przyjechała do Warszawy na zakupy w tutejszej Biedronce. Bo tu z jakiegoś powodu jeszcze taniej niż w Krakowie. Ale zaraz! Czy to możliwe? Tak. Oto Robert Kozyra z Joanną Przetakiewicz właśnie wrócili z St. Barth’s, i też postanowili zajść do Biedronki, żeby kupić taniej śmietankę do porannej kawy. I wreszcie kasy. Można już płacić. Staje więc Janiak grzecznie w kolejce, wygrzebuje z kieszeni gotówkę, a tu przed nim Nina Terentiew, a tu za nim Maciej Zakościelny z Dianą Tadjuiiden. I jeszcze, już na sam koniec, kiedy cała nasza grupa wychodzi z zakupami, pełna satysfakcji, że znów udało się przyoszczędzić, wpadają na Jolantę Kwaśniewską, która akurat przywiązuje psa przed wejściem do swojej ulubionej Biedronki.

      I tylko Jarosława Kaczyńskiego tam nie ma. Tego idioty, który przepłaca w jakichś drogich punktach. Bo jest durniem, który ani nie potrafi liczyć, ani też nie ma szacunku do biednych, porządnych ludzi. I niech się teraz nie dziwi, że mu się w życiu nie powiodło i wszyscy się od niego odsuwają. Głupi, rozpaskudzony cymbał. Na szczęście Polacy już się na nim dobrze poznali. I niech się też w tej sytuacji nie dziwi, że ani go nigdzie nie proszą, na ładne bankiety i na bale, i że nawet „Viva” nie chce mu zrobić fajnego fotoreportażu.

 

Wszystkim Czytelnikom składam życzenia dobrego roku 2018, a ze swojej strony zapewniam, że będę się bardzo starał, by tu było co najmniej tak jak przez minione niemal już 10 lat. Adres księgarni pozostaje oczywiście bez zmian: www.basnjakniedzwiedz.pl.



tagi: gabriel maciejewski  sylwester w zakopanem 

krzysztof-osiejuk
31 grudnia 2017 09:51
5     1597    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Kuldahrus @krzysztof-osiejuk
31 grudnia 2017 12:25

Wzajemnie wszystkiego dobrego w 2018 roku.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @krzysztof-osiejuk
31 grudnia 2017 13:02

Ten tekst jest dziś bardzo aktualny. Niestety. Zwłaszcza ostatni akapit.

Udanego Sylwestra!

zaloguj się by móc komentować

Wolfram @krzysztof-osiejuk
31 grudnia 2017 18:08

Pisz i nie dyskutuj :)

Od tamtego tekstu wiele się zmieniło.

Np.:

Wydawnictwo Bauer podjęło decyzję o zakończeniu wydawania dwutygodnika dla młodzieży „Bravo”. Przyczyną zamknięcia tytułu była gwałtownie spadająca sprzedaż. Portal Business Insider Polska wyliczył, że od 2007 roku zmniejszyła się ona z ponad 249 tysięcy egzemplarzy do zaledwie 24,5 tysiąca. Ostatnie numery kosztowały 2,99 zł i liczyły 40 stron. 

W dobie internetu kolorowa prasa dla młodzieży straciła rację bytu.

Za: antyradio.pl (wytłuszczenia wg oryginału)

Z Biedronką też nie jest tak prosto - Biedronek jest 5 czy 7 kategorii - w mojej jest dorsz atlantycki po 50 zł/kg i single malt Glenfiddich 12 po 120 zł, szampany po 70 zł. W pobliskim Auchan sery są po 70-80 zł/kg. Te tańsze też, bułki po 14 groszy. Szef Almy, co nastawiał się na luksusowego klienta zbankrutował - ale wcześniej zdążył światu oznajmić, że nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego i jak on wygra, to opuści Polskę. Ostał mu się ino kredens, podobno krakowski. Wnuczki Lecha Kaczyńskiego uczą się jeździć konno - a u warszawskich celebrytów z końskiego światka pojawia się komornik. Robią bokami.

Wypowiedź Prezesa można też zinterpretować tak, że to on kreuje strategię w Biedronce - pomimo, że nawet nie zasiada w zarządzie. Jaki klient ma taki wpływ na politykę firmy obracającej miliardami? Celebryci uważający się za elitę - mogą co najwyżej wystąpić w reklamie. Pozostała im rola pajaców do wynajęcia.

Tekst pomocniczy: Kaczyński: "Biedronka jest dla najbiedniejszych". Internauci oburzeni! (z 2015, aktualizacja 2017)

Zrobił ze światowców, bywalców, nowoczesnych z fejsbuka - durniów.

Wiele się zmieniło, a to tylko 6 lat. Twoje pisanie jest potrzebne - byśmy nie zgnuśnieli - i nie tracili czujności - nie wszystko idzie, jak trzeba - i chyba zawsze tak będzie. 

Pamiętasz, jak Gabriel napisał, że Ty mu napisałeś, że będzie jak Godzilla porażał wzrokiem, czy coś w tym stylu? 

Niech nas wszystkich Bóg prowadzi. W 2018 - ale i później też, nie jesteśmy księgowymi, by się rozliczać w ustawowych cyklach i życzyć sobie pomyślności tylko na rok.

 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @krzysztof-osiejuk
1 stycznia 2018 00:05

Na razie słuchaj starszych, bo mają więcej lat i mogą Cię często ustrzec od błędów i niebezpieczeństw strasznych. Nie oszukuj i nieożartowywuj nikogo. Nie strasz siostry, a opiekuj się nią. Śmiej się dużo, ale szczerze, nie złośliwie. Nie bądź mazgaj (chyba nie jesteś). Nie bądź sknera i pazerus, bo to nie przystoi. Nie bierz przykładu z brata starszego, dopóki nie stanie się godzien tego - Grzegorz Przemyk (1964-1983) w liście do swojego młodszego, przyrodniego brata

Za to dziękuję.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @krzysztof-osiejuk
4 stycznia 2018 10:13

"zamknąć się wieczorem z książką – ulubioną ‘Mistrz i Malgorzata’ mogłaby czytać na okrągło – lub obejrzeć ulubiony serial ‘Na wspólnej’"

Wszystko jasne. Viva zatrudnia ruskich skrybów i fotografów. Wkrótce być może RTR Planeta wyemituje serial "Mastier i Margarita na obszczej (bez żadnych podtekstów: na obszczej znaczy na wspólnej)" z Janiakiem i Malinowską w rolach tytułowych.

Mistrz i Małgorzata to kawał ruskiego pornosa, świadomie tak skonstruowany przez pana Michała tak, żeby nie można było z tego zrobić sensownego filmu, tylko żeby odcinać kupony od praw autorskich z okazji kolejnych nieudanych scenariuszy, prawi jak Finegans Wake Joyce'a, ale za to niezła propaganda imperialna, bynajmniej nie rosyjsko-imperialna. Jedyna rzecz która kładzie się cieniem na niej to szczególny statu rudej wampirzycy imieniem Hella, co wyraża osobisty acz nie całkiem jawny stosunek pana Michała do Imperium.  Wszystkie dotychczasowe produkcje rosyjskie to po prostu "kamieni kupa". 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować