Gdy nasi wzięli się twarz
Dziś niedziela, więc powinien się tu pojawić tekst wspomnieniowy, ale ponieważ ledwie co wczoraj w tym chaosie musieliśmy się zajmować Kukizem, dziś proponuję zajrzeć do „Warszawskiej Gazety” i zapoznać się z moim najnowszym felietonem. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
Od pewnego czasu zamartwiamy się tu wszyscy konfliktem – wygląda na to, że jednak konfliktem autentycznym – jaki się ujawnił linii między rządem, a prezydentem. Kiedy prezydent najpierw zapowiedział, a następnie zawetował dwie przygotowane przez rząd ustawy sądowe, ci z nas, którzy z jednej strony starają się zachować dobry humor, a z drugiej pozostają głęboko nieufni wobec przekazu, jakiego nam dostarczaja media, starali się to co się dzieje tłumaczyć jakąś misternie przygotowaną prowokacją, mającą na celu zneutralizowanie wymierzonego głównie w Prezydenta, ale też w całą Dobrą Zmianę, ataku popularnie funkcjonującego pod hasłem „Adrian”. Jednak wszystko to, co się dzieje ostatnio, a więc absolutnie ewidentna awantura miedzy prezydentem Dudą a ministrem Macierewiczem, wskazuje na to, że mamy problem.
Ale stało się coś jeszcze. Otóż przy niemal kompletnej medialnej ciszy, z pracy dla Prezydenta zrezygnował jego dotychczas pierwszy fotograf, człowiek-legenda, Andrzej Hrechorowicz. Owo odejście, jak to niekiedy bywa, odbyło się w atmosferze budzącej jak najgorsze podejrzenia, gdzie sam Hrechorowicz ogłosił je na swoim twitterowym profilu w postaci prostego zdania: „Zrezygnowałem z pracy, dziękuję”.
A więc, że pozwolę sobie powtórzyć swoją poprzednią myśl – mamy oczywisty problem.
Jest oczywiście możliwe, że w otoczeniu prezydenta Dudy nie pojawia się już jego szkolny kolega, Marcin Kędryna, człowiek którego historia, że już uprzejmie nie wspomnę o tak zwanej prezencji, która w każdej normalnej sytuacji byłaby dla Kędryny ostatecznie i nieodwołalnie zabójcza, by go zabiła, z tego jednak co nam wiadomo, tam się nic nie zmieniło, poza tym może, że ktoś Kędrynę zmusił do tego, by się może dla dobra Sprawy trzymał się nieco z boku. Skoro więc z jednej strony mamy wspomniane awantury między Prezydentem a Rządem, a z drugiej wszystkie te gesty, świadczące o tym, że coś się jednak dzieje i to dzieje raczej po stronie Prezydenta, niż Rządu, w dodatku niewykluczone, że niezmiennie, każdego wieczoru, prezydenta Dudę do snu kołysze owa karykatura Rasputina, można poczuć przynajmniej niepokój.
Co zatem, w owej trudnej jak najbardziej trudnej sytuacji mamy robić my? Jak mamy na to co się dzieje reagować? Czy ów oczywiście nienajlepszy stan rzeczy, z jakim mamy do czynienia w otoczeniu Prezydenta, powinien nam zakłócać sen? Otóż uważam, że nie. To z czym mamy do czynienia, to jak najbardziej całkowicie naturalny konflikt między dwoma ośrodkami władzy, a nasz problem polega na tym, że to jest jedna i ta sama władza, tyle że różne ambicje i równie różne interesy. Oczywiście, znacznie lepiej by było, gdybyśmy szli do przodu jednym frontem, no i w ogóle, żebyśmy byli lepsi, ale tak też damy radę. Dlaczego? Dlatego, że po przeciwnej stronie mamy nie dość, że bandę idiotów, do bandę idiotów w kompletnej rozsypce. Oni już się nie podniosą. A my? Jak mówię, my damy radę.
Moje książki, jak zawsze, są do kupienia w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl. Bardzo zachęcam.
tagi: prawo i sprawiedliwość andrzej duda rząd
krzysztof-osiejuk | |
20 sierpnia 2017 09:59 |