Gdy zgasła ostatnia gwiazda
Plan był taki, by dziś, dla odmiany, wyrazić szacunek dla Dobrej Zmiany i napisać parę słów o deportacji na Ukrainę Ludmiły Kozłowskiej. Zmarła jednak, jak wiemy, Aretha Franklin i ponieważ jest to dla nas wszystkich – nawet tych, którzy jej śpiewu nigdy nie słuchali – strata nie do opisania, więc nawet tak potężne osoby jak ruscy szpiedzy będą musieli poczekać, i to aż do poniedziałku. Rzecz bowiem w tym, że względów rodzinnych w sobotę wyjeżdżamy na dwa dni do Warszawy, a to sprawia, że w tym tygodniu niedziela wypada. No a ponieważ z felietonem dla „Warszawskiej” czekać nie mogę, on się pojawi jutro, a Ruscy będą dopiero w poniedziałek. Dziś natomiast żegnamy Arethę.
Przez cały dzień jesteśmy atakowani informacją, że oto zmarła „królowa muzyki soulowej” i to jest oczywiście prawda. Aretha Franklin faktycznie zawsze była i nigdy nie przestała być królową soulu, no i dziś od nas odeszła. Rzecz jednak w tym, że razem z nią odeszła też w ogóle ostatnia wielka gwiazda soul, a co więcej odeszł też ostatni wielki głos jazzu, bluesa, soulu i wszelkich innych muzycznych gatunków. Więcej. Wraz z Arethą Franklin skończyła się tak naprawdę epoka wielkich wokalistów, czy to mężczyzn, czy kobiet. Kiedy zabrakło Arethy Franklin, prawdziwego śpiewu będziemy już tylko mogli słuchać z płyt. Nie ma już Niny Simone, Johnny’ego Casha, nie ma Billy Holiday i Elli Fitzgerald, nie ma Jamesa Browna i Sary Vaughan, nie ma Raya Charlesa i Luthera Vandrossa, Sama Cooka i Franka Sinatry, Marvina Gaya, Otisa Reddinga i Wilsona Picketta… nie ma już nikogo. I tego nie zmieni nawet fakt, że wciąż jeszcze świecą gwiazdy jak Barbra Streisand, Diana Ross, czy Dionne Warwick, bo to jednak jest inny wymiar. To co się stało to jest koniec pewnego bardzo ważnego rozdziału. I nie oszukujmy się: ich już nikt nie zastąpi nie dlatego, że nie ma utalentowanych muzyków i wspaniałych głosów, ale dlatego, że świat muzyki już nigdy nie będzie taki jak był wtedy, kiedy zaczynała swoją karierę Aretha Franklin i inni. Powiedzmy sobie szczerze: gdyby tak się złożyło, że ona by się urodziła 50 lat później i właśnie zaczynała karierę, i szczęśliwie nie skończyła jak Amy Winehouse, to nie różniłaby się niczym od całej masy piosenkarek w rodzaju Diany Krall, czy Nory Jones.
A zatem to jest koniec. Od dziś będzie już tylko gorzej. Posłuchajmy więc na koniec jednej z tych piosenek. Jednak ani nie „Natural Woman”, ani „I Say A Little Prayer”, ani „Respect”, ale jakoś mniej ostatnio słyszanej, a przecież też nie byle jakiej.
Zachęcam do kupowania moich książek. Z ośmiu zostały już tylko cztery i też jest ich już coraz mniej, więc trzeba się spieszyć. www.basnjakniedzwiedz.pl oraz u mnie osobiście, przez kontakt mailowy [email protected].
tagi: aretha franklin
![]() |
krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 10:23 |
Komentarze:
![]() |
stanislaw-orda @krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 10:51 |
tak przemija postać świata
![]() |
orjan @krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 12:15 |
Śpiewając, a nawet grając na fortepianie ona miała coś wyższego niż feeling. Coś tak wyjątkowego i rzadkiego, że nie wiem, czy ma nazwę własną. I to wszystko śpiewane jakby z innego wymiaru z jakimś innym zrozumieniem uczuć.
Nie nazwałbym tego śpiewaniem z uczuciową pasją, ale ze zrozumieniem kruchej wielkości uczuć, w tym pasji.
Nie wiem, czy był ktokolwiek w tym podobny. Może Edith Piaff po drugiej stronie kałuży?
![]() |
Tobiasz11 @krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 13:44 |
https://www.youtube.com/watch?v=ebunXhK3KWY
Gdyby tylko ta dziewczyna mogla urodzic sie 50 lat wczesniej.
![]() |
krzysztof-osiejuk @stanislaw-orda 17 sierpnia 2018 10:51 |
17 sierpnia 2018 14:15 |
Bez przesady. To są tylko piosenki.
![]() |
krzysztof-osiejuk @orjan 17 sierpnia 2018 12:15 |
17 sierpnia 2018 14:17 |
Albo ten tutaj.
![]() |
krzysztof-osiejuk @Tobiasz11 17 sierpnia 2018 13:44 |
17 sierpnia 2018 14:22 |
Albo ta. Wystarczyłoby żeby nie używała słowa "fuck".
![]() |
MarcinD @krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 14:40 |
Przyznam brutalnie, że mi dużo dużo bardziej jest żal tego odchodzącego świata (głównie muzyki, ale też i filmu) niż poszczególnych osób.
A przy okazji to typowe, każdy z nas bardziej lubi świat z czasów, kiedy byliśmy piękni, młodzi i nic nas nie bolało. Na przykład dla większości obecnych 20 latków to, o czym tu dzisiaj piszemy, pewnie trochę (lub dużo) mniej znaczy. Co nie zmienia faktu, że my tu mamy rację. Jakość już dawno nie jest w cenie.
![]() |
krzysztof-osiejuk @MarcinD 17 sierpnia 2018 14:40 |
17 sierpnia 2018 15:08 |
Ależ jest jak najbardziej. Rzuć tylko na dyskusję pod dwoma ostatnimi tekstami Valsera. Ta wszyscy o niczym innym jak o jakości.
![]() |
orjan @krzysztof-osiejuk 17 sierpnia 2018 14:17 |
17 sierpnia 2018 15:27 |
Trenet jest boski, ale - w moim odbiorze - to jest inny rodzaj przeżywania. Coś w rodzaju pogodnego godzenia się, że jak było tak było i jest jak jest, jakaś taka afirmacja. Natomiast u śp. Arethy co chwila wyrywa się jakaś pretensja, jakiś bunt, rachunek sumienia, itp. a to wszystko podlega jakimuś wybaczeniu, ofiarowaniu i własnie na tym polega jej afirmacja ...
Nie bardzo potrafię opisać jak to odczuwam, ale piszę tu o swoich własnych odczuciach i skojarzeniach bez jakiejkolwiek pretensji o recenzję muzyczną.
PS. Ja właśnie tak mam w stosunku do muzyki i dlatego tak podobał mi się Twój R&R, czyli - tu krótka recenzja - impresje o ekspresjach. Rozważania muzykologiczne mam zaś w nosie. Nie ja jestem dla muzyki, ale ona jest dla mnie. Jest dla każdego, ale przede wszystkim jest dla mnie.
Inne podejście nie obchodzi mnie chyba, że chodzi o hymny i pieśni, czyli o taką muzykę, która służy umacnianiu wspólnoty.
![]() |
krzysztof-osiejuk @orjan 17 sierpnia 2018 15:27 |
17 sierpnia 2018 16:14 |
Miło mi bardzo. To jest faktycznie fajna książka. Ona jednak wymaga poważnej technicznej korekty. Niestety to już chyba nie nastąpi.
![]() |
MarcinD @krzysztof-osiejuk 17 sierpnia 2018 15:08 |
17 sierpnia 2018 16:37 |
No rzuciłem, a pod pierwszym nawet się wpisałem, żeby wyjaśnić moim zdaniem przyczynę tej zaciętej dyskusji.
![]() |
orjan @krzysztof-osiejuk 17 sierpnia 2018 16:14 |
17 sierpnia 2018 16:46 |
A po co mi jakaś korekta. Zapraszasz tam do umyślnego (od umysłu) wałęsania się tu i ówdzie, niekoniecznie po nutach i o to chodzi.
Rób korektę tutaj.
![]() |
krzysztof-osiejuk @orjan 17 sierpnia 2018 16:46 |
17 sierpnia 2018 16:56 |
Tobie pewnie po nic, ale ja bym wolał, żeby tam nie było błędów.
![]() |
krzysztof-osiejuk @MarcinD 17 sierpnia 2018 16:37 |
17 sierpnia 2018 16:58 |
Przyczyna jest jedna. Valser jest jak zawsze przekorny, natomiast tych dwóch, co tam zwyczajnie mnie nienawidzą i musząskorzystac z każdej okazji by mi dokopać.
![]() |
Krzysztof5 @krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 17:47 |
what now my love/ frank sinatra and aretha franklin/
![]() |
ApesCornelius @krzysztof-osiejuk |
17 sierpnia 2018 20:29 |
![]() |
krzysztof-osiejuk @ApesCornelius 17 sierpnia 2018 20:29 |
17 sierpnia 2018 20:51 |
Bardzo dobra. Naprawdę świetna. Ja kiedyś napisałem notkę, że w Katowicach na Wydziale Wokalistki Jazzowej są same takie.
![]() |
orjan @ApesCornelius 17 sierpnia 2018 20:29 |
17 sierpnia 2018 21:39 |
Każda Argentynka z mlekiem matki ma zakodowane, że nie zatańczy tanga jak jej matka. To jest kwestia potrzebnego obciążenia bagażem życiowym.
![]() |
Grzeralts @MarcinD 17 sierpnia 2018 14:40 |
18 sierpnia 2018 08:26 |
Jest. Ale nie w Euroameryce. Dowiedziono empirycznie, że w biznesie jest nieprzydatna.
![]() |
orjan @krzysztof-osiejuk 17 sierpnia 2018 16:56 |
18 sierpnia 2018 08:41 |
Ty byś wolał, aby tam nie było błędów?
To źle byś wolał, bo obecność błędów w utworze jest dowodem procesu twórczego. Np. Toto jak gra, tak gra, ale w zasadzie gra bez błędów i właśnie dlatego robią u mnie za rzemieślników, a nie za twórców.
Oczywiście nie mam na myśli takich utworów jak np. projekt estakady we Włoszech, gdzie wszystko musi być sprawdzone. Tam jednak twórczość dotyczy zastosowania techniki, czy nauk ścisłych więc sama ścisłą być musi. Te jednak utwory, które mają zachęcać do podróży w wyobraźni, w uczuciach, lub we wspomnieniach, to one dopuszczają błędy. W nich zachodzi szczególna twórcza interakcja między twórcą a odbiorcą utworu.
Zdarza się, że ktoś z tryumfem wskazuje taki błąd, ale zwykle jest to szczególarz, do którego utwór w zasadzie nie dotarł.
Wśród Baśni z 1000 i jednej nocy powtarza się taki motyw, że bohater, z pomocą siły po naszemu nieczystej, stawia jakiś super wypasiony pałac ale jedną komnatę, czy jakiś kawałek ornamentu umyślnie pozostawia niewykończony. Właśnie po to, aby zazdrosny szczególarz zorientował się i zarazem upadł na duchu, że sam nawet takiego wykończenia nie potrafiłby dokonać. A co dopiero zbudować cały pałac!
Gdybyś kiedyś przypadkiem załatwiał drugie wydanie, albo tutaj wznawiał fragmenty, to weź powyższe pod uwagę.
![]() |
orjan @krzysztof-osiejuk |
18 sierpnia 2018 09:56 |
Ale gdzie leży "prawdziwa prawda"? Na pewno nie po stronie bezbłędności, bo wtedy rytm maszyna byłaby lepsza od perkusisty. Z drugiej strony ja nie mówię o graniu - odtwarzaniu, ale o graniu - tworzeniu.
Nie mam też na myśli takiej twórczości, że staje jakiś pleno titulo Karajan, ma orkiestrę złożoną z super fachowców, ale to on jest twórcą. Twórca mylić się może, ale nie mogą wykonawcy pod ręką tworcy chyba, że solista.
W rocku i we wszystkim, co od bluesa pochodzi, pewnie także w tych prądach hip-hopowych (nie znam się na nich), twórczość może należeć do każdego członka zespołu, bo celem jest nie wykonanie, ale feeling. Z drugiej strony, Ty masz rację co do wagi umiejętności, bo ta pozwala na swobodę twórczą. W każdym razie (w punku zdaje się jest odwrotnie), fachowiec myli się fachowo.
Z trzeciej strony, twórca, jesli zarazem fachowiec potrafi wzbogacić utwór o coś, co można określić jako celowy błąd. Toyah kiedyś podawał za przykład Like a Rolling Stone Dylana, gdzie zagrał Al Kooper, ale nie na gitarze, bo jak raz wiosełko chwycił Mike Bloomfield, ale zagrał na organach i na nich umyślnie spóźniał się o 1/16 z akordami, co przypadło Dylanowi do gustu i właśnie to stworzyło tego super evergreena. W zakresie naszej dyskusji tu jest zaś przykład dwóch twórców, z których jeden umyslnie popełnia błąd, a drugi docenia ładunek twórczy tego błędu.
Z tego dla żuka taka jest nauka, że są błędy i błędy. Ale ja i tak wolę poniższe wykonanie. U Dylana jest zima, a tu rozpacz:
![]() |
orjan @orjan 18 sierpnia 2018 09:56 |
18 sierpnia 2018 10:00 |
Ad @Valser c.d.
Z czwartej strony, czy w przypadku Keitha lub Micka w ogóle istnieje pojęcie błędu? Wystarczy, że Charlie pilnuje porządku, a czy on się myli, to sam fachowo oceń.
![]() |
krzysztof-osiejuk @orjan 18 sierpnia 2018 08:41 |
18 sierpnia 2018 12:03 |
Pocieszyłeś mnie.
![]() |
krzysztof-osiejuk @valser 18 sierpnia 2018 08:58 |
18 sierpnia 2018 12:12 |
Mam kolegę, byłego rektora katowickiej akademii, jednego z najwybitniejszych organistów na świecie i on mi powiedział że współczesnych nagrań nie da się słuchać, bo tam w ogóle nie ma błędów. Pianista nagrywa utwór w drobnych fragmentach. Które są tak długo grane aż będą całkowicie bezbłędnie, potem się to obrabia komputerowo i masz płytę. Ja oczywiście mam to w nosie, natomiast on twierdzi że to jest nie do słuchania.
![]() |
orjan @krzysztof-osiejuk 18 sierpnia 2018 12:12 |
18 sierpnia 2018 15:14 |
Albo niektórzy mniej cenią symfoniczne nagrania studyjne od koncertowych, bo brakuje im, że na widowni ktoś np. kichnąl, czy cukierek odwinął. U filatelistów takie znaczki nazywają się "kancerami", chyba.
![]() |
Starybelf @krzysztof-osiejuk |
19 sierpnia 2018 22:47 |
Aretha Franklinova zešla - Komunikat ČT24, którą oglądałem w Brnie.
![]() |
krzysztof-osiejuk @orjan 18 sierpnia 2018 15:14 |
19 sierpnia 2018 23:00 |
Dokładnie tak.
![]() |
krzysztof-osiejuk @Starybelf 19 sierpnia 2018 22:47 |
19 sierpnia 2018 23:02 |
Bardzo zabawne. Ale się uśmiałem.