-

krzysztof-osiejuk : To ja

Nasze kochane Portishead

        Oczywiście żadna wiążąca decyzja nie została jeszcze podjęta, ale przez te dwa dni, kiedy grałem tu różne piosenki, chodzi mi po głowie myśl, by ten blog powoli się przeistoczył w blog przede wszystkim muzyczny. Czemu? No, przede wszystkim bardzo mi się spodobała sytuacja, zwłaszcza sobotnia, kiedy moja notka nie przekroczyła nawet tysiąca odsłon, a dyskusja jaką wzbudziła, była niemal tak żywa, jakbym ja co najmniej ujawnił nieznane tajemnice powołania tak zwanej komisji reprywatyzacyjnej, a co więcej chyba ani jeden komentarz mnie nie zirytował, jako nieadekwatny, złośliwy, czy zwyczajnie głupi. Po drugie, ostatnio zbyt często zauważam, że na temat bieżących wydarzeń nie mam nic mądrego do powiedzenia, a gdy chodzi o refleksje na tematy bardziej ogólne, przede wszystkich nie chcę się powtarzać, no a poza tym bardzo też się boję, że przez intensywność tego pisania, poziom notki może się okazać niewystarczająco godny tematu, a ten element był dla mnie zawsze czymś wręcz podstawowym; żeby temat nie musiał się za mnie wstydzić.

      Ale jest jeszcze coś, o czym myślę od wczoraj. Otóż Coryllus w swojej ostatniej notce napisał coś takiego: „O ile przyjemniej jest siedzieć przed monitorem i wcielać się w tę czy inną rolę...I dyskutować, dyskutować, dyskutować, o tym kto jest kim i dlaczego robi to, co robi”. A ja sobie pomyślałem, że on mi to wyjął z ust, bo w ostatnim czasie dokładnie ta sama myśl chodziła mi po głowie, zwłaszcza po tym, jak wrzuciłem tu tekst o Hypatii i Marii Dzielskiej, tyle że nie umiałem jej tak ładnie wyrazić.

      No i jest wreszcie ta muzyka, której słucham od zawsze, na której się znam i o której mogę rozmawiać w nieskończoność. Weźmy choćby ów Portishead, o którym nasz kolega Kuldahrus napisał, że oni nie mieli nigdy choćby jednej złej piosenki, a ja mogę tylko dodać, że oni też nie mieli jednej piosenki gorszej od drugiej, a z drugiej strony Valsera, którego zdaniem Portishead to pospolita nędza. Poświęciłem im rozdział w mojej książce „Rock and roll, czyli podwójny nokaut” i zachęcając oczywiście do jej kupowania, przypominam go tutaj.      

 

 

      Pamiętam tę lekcję – już wiele, wiele lat temu – z dziewczynką, która miała taką fantazję, że chciała, by przez cały czas było włączone radio i żeby grała muzyka. Siedzieliśmy więc sobie u niej w pokoju, coś tam robiliśmy, a z radia leciały piosenki. To wtedy właśnie, po raz pierwszy w życiu, usłyszałem „Sour Times” Portishead.

      Ja oczywiście nie miałem pojęcia, co to takiego; nawet nie wiedziałem, że zespół pod tą nazwą istnieje; ale też nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś podobnego. I pamiętam, że myśmy coś tam robili, tu leciała ta piosenka, a ja poczułem tak straszny żal, że już pewnie ani tego więcej nie usłyszę, ani, co najgorsze, nie dowiem się, kto to śpiewa. A to była Beth Gibbons.

      Okazuje się jednak, i całe szczęście, że nawet jeśli cuda się zdarzają, to nie na tym poziomie. Jak idzie o rynek, on niczego wartościowego nie zostawi na pastwę losu. Nie ma takiej możliwości, by gdzieś się pojawiło coś naprawdę wybitnego, i żeby rynek się tym czymś nie zainteresował. W innym miejscu tej książki czytamy o zespole Arctic Monkeys. To jest jedyny znany mi przypadek, kiedy autentyczna kariera powstała całkowicie poza rynkiem oficjalnym; kiedy zanim oficjalny rynek się zdążył zorientować i wyskoczył ze swoimi pieniędzmi, wszystko już było gotowe. I oczywiście to robi wrażenia, natomiast nawet tu nie ma się co jakoś szczególnie emocjonować. Otóż rynek Arctic Monkeys ostatecznie nie przegapił. Początek oczywiście im umknął, ale potem wszystko już poszło tak jak należy.

      A zatem – nie powiem „tym bardziej”, bo to by nie było zbyt eleganckie w stosunku do tych dzieci z Sheffield – piosenka Portishead też nie mogła zniknąć w czeluściach piekła, jakim jest owa branża. A skoro ta piosenka, to również Beth Gibbons i jej koledzy z zespołu, no i ostatecznie cały ten projekt pod nazwą Portishead. Oni wszyscy musieli się znaleźć tu, gdzie są dzisiaj. A ja się bardzo niepotrzebnie wtedy smuciłem.

      Któregoś dnia, parę lat później, siedziałem tu u nas w domu z moim kumplem Michałem Dembińskim, i nagle zobaczyliśmy, że TVP puszcza koncert Portishead z Nowego Yorku. Oczywiście przestaliśmy gadać, obejrzeliśmy go w milczeniu do samego końca, a kiedy już odzyskaliśmy przytomność, ja, trochę po to, żeby jakoś sprawę załagodzić, powiedziałem, że mam wrażenie, że to jednak jest wtórne. Na to Michał się uniósł i zapytał: „Tak? Wobec czego?” Ja zacząłem intensywnie myśleć, i z głupia frant odpowiedziałem: „Billie Holiday”. Na co on machnął ręką i odpowiedział: „Daj spokój”.

       Portishead powstali w roku 1991. Pierwszy album – ten, na którym znalazło się owo rujnujące jedną z moich lekcji „Sour Times” – został wydany w roku 1994. Drugi studyjny dopiero trzy lata później. Na kolejny musieliśmy czekać 11 lat. A zatem, mamy już ponad 20 lat, i 33 piosenki. Każda na najwyższym absolutnie możliwym poziomie. Trzy płyty, 33 piosenki, i nie ma żadnego sposobu, by autorytatywnie powiedzieć, że ta jest gorsza, a tamta lepsza. Oczywiście, każdy ma coś, co lubi najbardziej. Ja też. Natomiast nie widzę możliwości, żebym ja tu chciał wchodzić w polemikę z kimś, kto uważa inaczej.

      Portishead nie nagrywają wciąż to nowych albumów, jak sądzę, z prostej przyczyny: prawdopodobnie nie mają wystarczająco dużo pewności, że to co wydadzą, będzie wystarczająco dobre. Zapewne bardzo się boją sytuacji, kiedy to oni wydają kolejną płytę, a część tych, którzy ich traktują, jak coś najważniejszego w życiu – a zaręczam, że co najmniej kilku takich jest – odwracają się zawiedzeni. I nie widzę możliwości, by było inaczej. Portishead to jest już wystarczająco uznana marka, by mieć pewność, że każda kolejna płyta się sprzeda. Im ani nie grozi to, że gdy oddadzą materiał do produkcji, ktoś im powie, żeby się nie wygłupiali, bo to jest zwyczajnie za słabe, ani tym bardziej to, że ten album trafi do sklepów i się nie sprzeda. To jest rynek, a rynek wchłonie wszystko. Beth Gibbons, Geoff Barrow, Adrian Utley, Clive Deamer i Dave MacDonald to jest taka marka, że oni już do końca życia mogą jechać na samej nazwie. Jak, nie przymierzając, jakieś U-2, czy Metallica. A mimo to, tego nie robią.

      A nie jest też tak, że oni się pokłócili, albo prowadzą rozległe, osobne biznesy i nie mają czasu na sztukę. Zespół Portishead istnieje jak najbardziej i jest w ciągłym ruchu. W tym roku wystąpił i w Glastonbury i w Krakowie i w dziesiątkach innych miejsc na świecie, i – kilka z tych koncertów miałem okazją oglądać – ani na moment nie pokazał, że im nie zależy. Dwa lata temu oni przyjechali do Poznania i proszę sobie wyobrazić, że i ja tam byłem. Ten koncert się zaczął, minął, skończył się i tam też ani przez chwile nie było widać, że jest inaczej, niż było 20 lat temu.

     Portishead swoją trzecią i ostatnią jak dotąd płytę wydali w 2008. Mało kto lepiej wie ode mnie, jak wielu na nią czekało. I się doczekało. Od tego czasu minęło już 5 lat… i cisza. Oni jeżdżą od miasta do miasta, i grają te swoje 33 piosenki przed wiecznie rozentuzjazmowanym tłumem fanów, a my czekamy na płytę czwartą, i nie jesteśmy nawet sobie w stanie wyobrazić, co to będzie takiego. Ale wiemy, że ona się pojawi, i znów albo się okaże czymś absolutnie niezwykłym, albo jej zwyczajnie nie będzie.

     Na trzecim albumie Portishead znajduje się piosenka zatytułowana „Machine Gun”. Każdy w miarę zorientowany słuchać bez najmniejszego ryzyka popełnienia błędu, już od pierwszych jej dźwięków, że to nie jest ani cover hendrixowskiego „Machine Gun”, ani dowód na to, że oni są jednak mało samodzielni. „Machine Gun” Portishead to hołd dla Hendrixa. A ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że Jimi Hendrix gdzieś tam to wszystko widzi, i słyszy każdy z tych, tak nowych z jego punktu widzenia, dźwięków, i jest bardzo, ale to bardzo usatysfakcjonowany.

 

      A zatem, zróbmy teraz to, czego książka nam dać nie mogła, czyli posłuchajmy i popatrzmy. „Machine Gun”.

 

     

 



tagi: blogi  portishead 

krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 10:16
52     2973    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

onyx @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 11:43

I cóż tu dodać? Miałem jakiś okres w życiu, że słuchałem tylko ich, codziennie i na okrągło. Fenomenalny projekt, który jest klasą sam dla siebie.

https://youtu.be/vozNQX6Ye1A

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @onyx 14 sierpnia 2018 11:43
14 sierpnia 2018 12:07

Jak mówię, każda z tych pisoenek jest równie znakomita.

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 12:32

Muzycy, którzy powracali na scenę z krążkiem "Third", wyjaśniali przyczyny swojej długiej nieobecności:

"Musimy być naprawdę głęboko nieszczęśliwi, żeby cokolwiek napisać. Nasze poprzednie płyty również narodziły się z frustracji. Frustrowała nas ludzka niemożność porozumiewania się z innymi lub po prostu cudza kiepska muzyka, która zmuszała nas do napisania czegoś lepszego" - mówił Geoff Barrow.

Wniosek może być tylko jeden. Zaznali szczęścia... bo cudzej kiepskiej muzyki zmuszającej do pisania czegoś lepszego raczej nie brakuje.

zaloguj się by móc komentować


betacool @krzysztof-osiejuk 14 sierpnia 2018 12:36
14 sierpnia 2018 12:49

Zabierajac się do tego z zimną logiką, wyszłoby na to, że jesteś potwornie nieszczęsliwym człowiekiem - bo piszesz codziennie.

Ja byłbym w takim razie kilka razy szczęśliwszy w nieszczęściu od Ciebie.

Mogę Cię pocieszyć jedynie tym, że w idąc tym tropem, to najbardziej nieszczęsliwy byłby w takim razie Boson...

Nie sądziłem, że może być coś smutniejszego od ich muzyki, a tu się okazało, że jeszcze bardziej dołujące jest posługiwanie się zimną logiką.

 

 

zaloguj się by móc komentować

onyx @betacool 14 sierpnia 2018 12:32
14 sierpnia 2018 13:28

Np. King Crimson i Dead Can Dance też nie idą na łatwiznę i na nowe płyty trzeba było czekać 11 i 16 lat. Ale jak już wydali materiał to klękajcie narody. Szacunek dla odbiorcy i własnej pracy.

zaloguj się by móc komentować

betacool @onyx 14 sierpnia 2018 13:28
14 sierpnia 2018 14:07

Podejrzewam, że powody tak długich przerw mogą być bardzo różne, ale na pewno się zgodzimy, że jeśli dość rzadko, to zazwyczaj nie wchodzi wtedy w grę pogoń za kasą. Co za tym idzie prawie nic do gadania pod względem muzycznym nie mają tak zwani spece od rynku. I wtedy muzyka się broni.

Lata temu mój kolega zabrał mnie na koncert grupy TOOL.  Właśnie sprawdziłem. To było 17 lat temu. Przez te 17 lat wydali jeden album. A i tak niektórzy twierdzą, że o ten jeden za dużo.

zaloguj się by móc komentować

betacool @onyx 14 sierpnia 2018 13:28
14 sierpnia 2018 14:21

King Crimson to jeden z tych zespołów, wobec którego boję się użyć jakiegokolwiek słowa, bo każde uzyte wydaje się zupełnie nieadekwatne.

Byłem na ich koncercie i widziałem jak dotąd pierwszy i ostatni raz. Ale za to oglądałem wtedy dwie legendy za jednym razem, tą drugą była Sala Kongresowa - ciekawe kiedy ta  się w końcu reaktywuje?

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @betacool 14 sierpnia 2018 14:21
14 sierpnia 2018 14:23

Pewnie dopiero wtedy gdy Gronkiewicz pójdzie siedzieć.

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-osiejuk 14 sierpnia 2018 14:23
14 sierpnia 2018 14:28

Jak znam życie, to pójdzie siedzieć w pierwszym rzędzie w Kongresowej, tyle że nie na King Krimson, ale jak Geldof jakieś LIVE AID dla opozycji zorganizuje.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @przemsa 14 sierpnia 2018 14:46
14 sierpnia 2018 15:13

Ja pewnie bym wybrał drugą, "Portishead", ale nawet nie mrugnę jeśli ktoś zaproponuje coś innego.

zaloguj się by móc komentować

onyx @betacool 14 sierpnia 2018 14:21
14 sierpnia 2018 15:20

Też tam wtedy byłem i po raz pierwszy widziałem widownię w transie, do dzisiaj pamiętam najbardziej te oklaski na koniec. Klepaliśmy w ręce bez opamiętania jakby każdy miał dłonie z drewna. Tool to też poważni zawodnicy.

zaloguj się by móc komentować

glicek @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 15:40

a z radia leciały piosenki. To wtedy właśnie, po raz pierwszy w życiu, usłyszałem „Sour Times” Portishead.

Ja na Portishead na "GloryBox" i "SourTimes" natrafiłem na MTV, tak wtedy w latach 90tych takie zespoły/utwory były tam puszczane. Potem kupiłem kasetę, którą starałem się nie katować za bardzo moich 20paroletnich współlokatorów, którzy zatrzymali się na etapie Lady Pank i Perfect. ;)

Portishead nie cieszył się wzięciem w Trójce/Trujce, szkoda. Może 4 płyta jak się ukaże spodoba się słuchaczom.
http://lp3.polskieradio.pl/szukaj/?typ=a&q=portishead

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 16:06

Tool to też poważni zawodnicy.

Poważni, bo z muzyków Frippa cenią chyba najbardziej. Też mają ambicje grać na koncertach tak, by z wcześniej nagranych albumów nie uronić żadnej nuty. Muzyka ciężka i pozawijana. Teksty pokręcone i raczej depresyjne. Chyba miałem kiedyś jakieś poważne niedobory smutku, bo byłem na ich koncertach 3 razy.

zaloguj się by móc komentować

boomerang85 @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 17:56

Ja nie pamiętam, kiedy natknąłem się na Portishead, ale pamiętam, że po puszczeniu "Machine gun" mój dawny znajomy powiedział, że ktoś tylko nienormalny słucha takiej muzyki. Lata mijają, a ja dalej nie mogę znormalnieć.

Teraz czekam na listopadowy występ Jethro Tull.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @betacool 14 sierpnia 2018 14:21
14 sierpnia 2018 18:38

@Onyx

Z tej okazji dla Ciebie i Ciebie:

 

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @boomerang85 14 sierpnia 2018 17:56
14 sierpnia 2018 18:39

A to Jethro Tull jeszcze istnieje?

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @boomerang85 14 sierpnia 2018 17:56
14 sierpnia 2018 18:43

Póki co, wróćmy do tamtych lat.

 

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 18:48

To chyba było dawniej.

zaloguj się by móc komentować

boomerang85 @krzysztof-osiejuk 14 sierpnia 2018 18:39
14 sierpnia 2018 19:06

Wydają teraz płytę z okazji 50-lecia istnienia. W listopadzie dają 3 koncerty w Polsce, w tym m.in. we Wrocławiu, gdzie się wybieram

zaloguj się by móc komentować

boomerang85 @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 19:10

Ja bardzo lubię Phila Collinsa w tym nagraniu

https://www.youtube.com/watch?v=BTwU9LZh0qo

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-osiejuk 14 sierpnia 2018 18:38
14 sierpnia 2018 19:59

Dawno temu, nie pamiętany już prawie przez ludzi, Piotr Wierzbicki napisał książkę o muzyce poważnej. On tam używał w sumie dość prostego języka i świetnieoddawał klimat opisywanych utworów. Ciekaw jestem, czy by z tym sobie poradził, bowiem wszelkie słowa zdają się być tu zupełnie nieadekwatne.

zaloguj się by móc komentować

betacool @boomerang85 14 sierpnia 2018 19:10
14 sierpnia 2018 20:03

On by się i mnie podobał, gdyby przez całe życie trzymał się pałeczek, a nie próbował śpiewać, komponować i w Genesis trendy wytyczać.

zaloguj się by móc komentować

boomerang85 @betacool 14 sierpnia 2018 20:03
14 sierpnia 2018 20:25

Dla mnie jego kawałki czy to solo, czy w Genesis nie są wcale takie złe w porównaniu z dzisiejszym chłamem. Nie znam historii zespołu Genesis, ani tego, kto tam trendy wyznaczał, ale np. "Home by the sea" bardzo mi się podoba. 

 

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @betacool 14 sierpnia 2018 19:59
14 sierpnia 2018 20:38

Myślę że by sobie nie poradził.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @boomerang85 14 sierpnia 2018 19:06
14 sierpnia 2018 20:42

Ciekawe że im się nie udało na tę jedną okoliczność zebrać w starym składzie.

zaloguj się by móc komentować

betacool @boomerang85 14 sierpnia 2018 20:25
14 sierpnia 2018 20:44

Pamiętam jak w 1986 roku teledysk do Land of Confusion się ukazał.

Zobacz to sobie. Zwykła polityczna propaganda.

 Pijanowski i Szewczyk i wszyscy ówcześni spece od rozrywki cmokali jakie świetne są w nim efekty specjalne...

Od tego czasu Phil ma u mnie przerąbane i parę niezłych piosenek tego nie zmieni.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @betacool 14 sierpnia 2018 20:03
14 sierpnia 2018 20:45

Bez przesady. Genesis ze śpiewającym Collinsem to jest kawał historii.

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-osiejuk 14 sierpnia 2018 20:45
14 sierpnia 2018 20:58

Nie dalej niż pół roku temu dałem mu ostatnią szansę i wziąłem Philogenesisa do samochodu. Muzyka z albumów tuż po odejściu Gabriela ma jeszcze stary klimat, ale Philowe zaśpiewy były dla mnie i tak nie do przejścia.

 

zaloguj się by móc komentować

onyx @krzysztof-osiejuk 14 sierpnia 2018 18:38
14 sierpnia 2018 21:04

Piękne to, mogę bez końca a od niedawna mam telewizor z bajerami to puszczam z YT na wielkim ekranie. Z tym, że to jest koncert z roku 2000 a ja byłem w 1996 po Thrak. Ze światłami i na dwie perkusje robili piekło na scenie.

 

zaloguj się by móc komentować

zkr @betacool 14 sierpnia 2018 20:03
14 sierpnia 2018 21:29

Zgadzam sie, najlepsze Genesis było za czasów Gabriela i Hacketta a Collins wtedy robił to co umie najlepiej, grał na perkusji.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @zkr 14 sierpnia 2018 21:29
14 sierpnia 2018 21:46

Genesis z czasów Gabriela, to przy Portishead muzyka klasyczna.

zaloguj się by móc komentować

zkr @krzysztof-osiejuk
14 sierpnia 2018 21:53

Portishead to inna estetyka.
"Dummy" jest znakomite.

zaloguj się by móc komentować

zkr @zkr 14 sierpnia 2018 21:53
14 sierpnia 2018 21:55

Przepraszam, to mialo byc do @Grzeralts

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @zkr 14 sierpnia 2018 21:53
14 sierpnia 2018 22:09

Nie tyle chodziło mi o walory estetyczne, a o potencjalny krąg odbiorców.

zaloguj się by móc komentować

betacool @onyx 14 sierpnia 2018 21:04
14 sierpnia 2018 22:33

To jednak byliśmy w Kongresowej, ale na różnych koncertach, bo ja w 2003 .

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @betacool 14 sierpnia 2018 20:44
15 sierpnia 2018 11:47

Ja zawsze myślałem, że to forma satyry, nie widziałem w tym nigdy indoktrynacji.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Kuldahrus 15 sierpnia 2018 11:47
15 sierpnia 2018 13:36

Bez udziału miśków z polskiej TV to być może była satyra. 

Tyle, że potem ten rodzaj satyry uprawiali muzycy przy Bushu juniorzy i teraz przy Trumpie. 

 

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @betacool 15 sierpnia 2018 13:36
15 sierpnia 2018 14:02

Chodzi o to, że tylko wobec rządów Reagana byli tak "bezkompromisowo" nastawieni?

zaloguj się by móc komentować

betacool @Kuldahrus 15 sierpnia 2018 14:02
15 sierpnia 2018 14:27

Tam za główne muppety robią i Reagan i Thatcher i są przedstawieni naprawdę ohydnie. Jako nieprzeciętnie durnie. Nasze komuszki przez delikatność cmokały nad efektami specjalnymi...

Od  Invisible Toch,  czyli od albumu z którego pochodzi Land of Confusion muzyka Genesis to czysta komercja. Oni chyba mieli jakiś kompleks braku wielkiego przeboju i Colins bez krępacji ciągnął ich w tę stronę - jego "kariera" solowa o tym świadczy.

 

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @betacool 15 sierpnia 2018 14:27
15 sierpnia 2018 14:35

Pozwolę się włączyć. Jest faktem że Collins ściągał Genesis ku skalistemu dnu. Jaki on miał plan widać choćby na poziomie jego solowej działalności. Końcówka, jeśli ją porównać choćby z "In The Air Tonight", to syf nie z tej ziemi. Jednak w żaden sposób nie dlatego że on wszedł w politykę. To jest bez znaczenia.

zaloguj się by móc komentować


betacool @krzysztof-osiejuk 15 sierpnia 2018 14:37
15 sierpnia 2018 17:24

Akurat przy tym kawałku tańczyłem w ogólniaku ze swoją nieszczęśliwą miłością więc z całego Colinsa kojarzy mi się o dziwo najlepiej.

Chyba tak to jest z muzyką,  że zlepia się z naszym życiem i miesza w mało strawne zakłalce albo w cudne delicje...

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @betacool 15 sierpnia 2018 17:24
16 sierpnia 2018 17:34

Ja w ogólniaku tańczyłem przy Since I've Been Loving You. Działo się, co nie?

zaloguj się by móc komentować

betacool @krzysztof-osiejuk
16 sierpnia 2018 20:01

Jest dużo dłuższe, miałeś więcej czasu na przytulanie cwaniaku.

zaloguj się by móc komentować


atopos @onyx 14 sierpnia 2018 13:28
18 sierpnia 2018 11:01

"King Crimson i Dead Can Dance też nie idą na łatwiznę"

Witam wszystkich (pierwszy wpis, stąd ta inwokacja). Ad rem: to całe Dead Can Dance to nie są sataniści? Już pomijając same dźwięki, które są mroczne, co nic nie znaczy, bo to samo można pewnie powiedzieć o nokturnach Szopena, ale tam były jakieś fascynacje poezją Blake'a itp.

P.S. Portishead mają fantastycznego klawiszowca (Utley). Ja co prawda nie słucham takiej muzyki, ale często oglądam filmy Utleya o syntezatorach na YT.

zaloguj się by móc komentować

atopos @krzysztof-osiejuk
18 sierpnia 2018 11:10

Ach miałem jeszcze o Collinsie, a tu nie ma możliwości edycji. Otóż w kręgach syntezatorowych służy on często jako zły przykład kogoś, kto maksymalnie spłycił i zabetonowal muzykę, a właściwie brzmienie na całą dekadę. W latach 80-tych Yamaha wypuścila dziś już kultowy, a wtedy rewolucyjny syntezator DX7. To była nowa technika syntezy tzw. FM (frequency modulation = modulacja częstotliwości), gdzie dźwięki programowało się z użyciem tzw. operatorów i to wielu. Krótko mówiąc, zaprogramować jakieś nowe, własne brzmienie było dość trudno, dlatego artyści szli na łatwiznę i korzystali z gotowych presetów. Skutek jest taki, że DX7 piano, DX7 bells i parę innych słyszane były w każdym utworze pop w l. 80-tych, a już szczególnie u tego nieszczęsnego Collinsa.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować