-

krzysztof-osiejuk : To ja

Nowe technologie (repryza)

     Pisałem tu niedawno parę razy o najnowszym filmie Patryka Vegi pod tytułem „Botoks” i powiem szczerze, że starałem się jak mogłem, by przedstawiając problem, wobec którego zostaliśmy postawieni, zrobić wszystko, by nie wspominać o antyaborcyjnym wątku, który się pojawił przy okazji promocji owego filmu. Trochę dlatego, że problem zabijania dzieci poczętych uważam zbyt poważny, by go dyskutować przy okazji omawiania przekrętu dokonanego przez owego Vegę, ale głównie przez to, że ja zwyczajnie nie wierzyłem, by ktoś taki jak Vega faktycznie poważył się na to, by między te swoje przekleństwa wcisnąć szczątki tych biednych, pomordowanych dzieci. Tymczasem ostatnio jeden z kolegów zdał mi relację z filmu Vegi, który, owszem, od poczatku do końca obejrzał, i, jak się okazuje, jest tak, jak się jakoś tam obawiałem, a więc Vega rzeczywiście nakręcił film antyaborcyjny, w dodatku, jeśli wierzyć temu, co mówi kolega, ów głos jest niemal tak samo dźwięczny, jak te wszystkie „kurwy”, którymi on zabawia swoją publiczność.

    W tej sytuacji uznałem, że, skoro oni zaczynają sobie żartować na tym poziomie, to nie pozostaje mi nic innego, jak odwołać się do historii tego bloga i przypomnieć tekst, jeszcze z roku 2009, który zrobił takie wrażenie, że właściciele Salonu 24 uznali go za niecenzuralny i on na swoją publikację musiał czekać do czasu aż założyłem swój prywatny blog. Zapraszam więc gorąco. Oto zło osobowe.

 

      Bardzo nie chciałem pisać o Alicji Tysiąc – ani wtedy jeszcze, kiedy ona zaczynała swoją karierę, ani teraz – z kilku powodów, a wszystkie bardzo ważne. Pierwszy z nich jest kompletnie irracjonalny. Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że ona faktycznie ma na nazwisko Tysiąc, a przez to jest mi okropnie trudno uwierzyć, że ona istnieje.

      Oczywiście, oglądam czasem tę kobietę w tych jej karykaturalnie grubych szkłach, jak ją prowadzą z miejsca na miejsce i każą wykonywać najróżniejsze gesty, słyszę jej głos, jej historię, ale – pewnie właśnie przez to kompletnie komiksowe nazwisko – mam nieustanne poczucie, że ona jest częścią fikcji, wymyślonej na potrzeby pewnych bardzo niedobrych interesów. Że przyjdzie taki dzień, gdy „Gazeta Wyborcza”, lub TVN, na przykład, ogłoszą, że to wszystko był tylko taki projekt, który miał coś tam udowodnić, lub choćby tylko sprowokować dyskusję. A Alicja Tysiąc okaże się jakąś dziennikarką, która zgodziła się na parę lat poświęcić dla tego eksperymentu, natomiast my wszyscy jego ofiarami.

      Drugi powód jest już nieco inny, choć w pewien sposób z tym pierwszym połączony. Otóż cała historia tej Alicji Tysiąc (no, co za nazwisko; powiedzcie sami – co to za nazwisko!) jest tak absurdalna, tak nie do uwierzenia, tak – znów – komiksowa, że przez te wszystkie lata, zwyczajnie nie byłem w stanie poważnie się skupić nad kolejnymi wydarzeniami, które nam gazety i telewizja relacjonowały. No bo proszę pomyśleć logicznie. Mamy kobietę. Prostą, niewykształconą kobietę, gdzieś z Polski, jak się zdaje bez rodziny, bez męża, która ma bardzo zniszczony wzrok i która nagle zachodzi w ciążę. Z kim? Tego nie wie nikt. Chce usunąć tę ciążę, bo ktoś jej powiedział, że jej słaby wzrok może dostarczyć jej tu pewnego alibi, jednak państwo jej na tę aborcję nie pozwala. Rodzi więc to dziecko – dziewczynkę, ale ponieważ w wyniku porodu, wzrok popsuł się jej jeszcze bardziej, ona żąda odszkodowania za to, że musiała rodzić to dziecko i dziś gorzej widzi. Kolejne lata, to już historia równoległa. Historia dziecka i pieniędzy. Alicja Tysiąc walczy o pieniądze, które jej wynagrodzą to, że musiała urodzić dziecko, a w tym samym czasie jej córka rośnie, rozwija się, jest coraz większa i wreszcie dochodzi do sytuacji, że z jednej strony jest to żywe dziecko, a z drugiej strony, za to życie odszkodowanie. Powstaje cały system, wręcz organizacja, której jedynym celem i jedynym sensem działania jest wyciąganie od państwa pieniędzy, które będą odszkodowaniem za to, że Alicja Tysiąc urodziła dziecko.

       I widzimy tę Alicję Tysiąc po latach. Jest zadbana, ma elegancko zrobione włosy, jest elegancko ubrana, i jedyne co ją przypomina z tamtych lat to te potwornie grube szkła i ta twarz osoby nie rozumiejącej ani kim jest, gdzie jest i po co jest. A wokół niej tłum polityków, dziennikarzy, adwokatów i, z jednej strony, nieustanny entuzjazm, a z drugiej – przerażenie. I wciąż te pieniądze. Dziesiątki tysięcy pieniędzy za to, że musiała urodzić swoje dziecko, a przy okazji – oczywiście – i za to, że tak chętnie zgadza się pisać kolejne odcinki tego komiksu właśnie. Bo z całą pewnością nie telewizyjnego serialu. Powstaje więc coś na kształt jakiegoś upiornego projektu, który od początku do końca jest czystym wymysłem, a jednocześnie – przez swoją kompleksowość i profesjonalizm wykonania – każe nam wierzyć, że to wszystko autentycznie dzieje się tuż obok nas.

      Więc to byłby kolejny powód, dla którego nie chciałem pisać o Alicji Tysiąc. Przekonanie, że ta cała historia nie może być prawdziwa i jednoczesny strach, że co, jeśli okaże się, że się jednak mylę. I że to się faktycznie dzieje. Jest też trzeci powód mojej niechęci do zajmowania się sprawą kobiety – istniejącej, czy wymyślonej – która urodziła dziewczynkę, wychowała ją, dziewczynkę z którą najprawdopodobniej mieszka, widzi codziennie, daje jej jeść i prowadzi do lekarza, gdy ona zachoruje, sprawdza jej zeszyty, gdy ona wraca ze szkoły, a jednocześnie, gdyby ktoś się tej dziewczynki spytał, z czego mamusia żyje, to ona – gdyby tylko umiała ładnie wyrażać swoje myśli – nie miałaby innej możliwości, jak odpowiedzieć, że „z kolejnych odszkodowań za to że się urodziłam i żyję” i ze stałej pensji za to, że „obie zgodziłyśmy się sprzedać światu nasze wspólne życie”. Prowadząc ten blog, staram się zawsze dbać o to, by nie popadać w trywializm i nie zasypywać jego czytelników refleksjami zbyt prostymi i oczywistymi. A cóż mądrego można powiedzieć na temat czegoś tak upiornie jednoznacznego? Mam powtarzać za politykami prawicowymi to samo wciąż pytanie: „Jak można?” Po co?

      A jednak zdecydowałem się dziś napisać ten tekst. Dlaczego? Otóż wczoraj, z jakiegoś powodu, nagle pomyślałem sobie, że Alicja Tysiąc nie jest postacią fikcyjną. Że najprawdopodobniej to jej nazwisko też jest prawdziwe, ta dziewczynka jest prawdziwa i cała ta historia jest też prawdziwa. Te pieniądze są prawdziwe, ta sędzia, to pełne podniecenia serce Moniki Olejnik, gdy wypowiada słowo ‘aborcja’. To wszystko się dzieje. Nie wiem, dlaczego tak sobie pomyślałem, ale przespałem się z tym swoim podejrzeniem i, kiedy się rano zbudziłem, wciąż czuję, że to nie jest żaden eksperyment. To właśnie nadeszły dawno zapowiadane czasy. I uznałem, że o tym warto dziś powiedzieć.

      Historia Alicji Tysiąc to znak czasów i jednocześnie znak ich końca. To wszystko się wreszcie stało i – jak się zdaje – powinniśmy to wszyscy przyjąć do wiadomości i naprawdę zacząć się przygotowywać. Nie umiem sobie wyobrazić, co może się stać w dalszej kolejności, ale wiem, że to może być coś bardzo poruszającego. Jestem gotów i czekam.

 

Tak się kończy tamten tekst, a my dziś mamy te kina wypełnione tłumem zarykujących się ze śmiechu durniów. Z tego co słyszę, liczba widzów oglądających film Vegi siega powoli dwóch milionów, organizacje typu Ordi Iuris cieszą się, że ruch pro-life zyskał dwa miliony zwolenników, no a ja się domyślam, że i dla samego Vegi ów wynik jest powodem do satysfakcji, choćby i finansowej. Walka o życie zakończyła się sukcesem. No nie wiem, co powiedzieć, ale przyszedł mi do głowy pewien plan. Zanim jednak go przedstawię, zwrócę tylko uwagę na fakt, że, wbrew temu, co część z nas sądzi, ten Vega tak naprawdę nie nazywa się Vega, lecz normalnie, Krzemieniecki, tyle że po obejrzeniu filmu Tarantino „Pulp Fiction” postanowił dokleić sobie ten wąsik i tak mu zostało.

 



tagi: aborcja  patryk vega  botoks 

krzysztof-osiejuk
16 października 2017 10:26
2     1209    3 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

JK @krzysztof-osiejuk
16 października 2017 11:07

Ten przypadek, to chyba jeden z wielu znaków końca czasów. Problem w tym, że nie wiemy czy to rzeczwiście koniec czasów i jedyna postawa wobec tegoż to, jak Pan napisał, być na to przygotowanym.

Tak sobie pomyślałem, że Dobry Bóg zsyła na nas takie przypadki, by przypomnieć o tym, że trzeba być przygotowanym, gotowym a nawet jeśli nie do końca przygotowanym to stale czuwać. I chyba to jest pozytywa strona tego stanu rzeczy. Przypomnienie by stale czuwać i ta postawa pozwali nam w miarę normalnie żyć.

Może trochę niejasno.

zaloguj się by móc komentować

parasolnikov @krzysztof-osiejuk
16 października 2017 11:38

zbiórka podpisów "zatrzymaj aborcje": 1 września 2017
botoks premiera: 29 września 2017

Tak tylko piszę ...

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować