-

krzysztof-osiejuk : To ja

Ruscy agenci witają Hamerykanów

      Szczerze powiedziawszy, nigdy szczególnie nie zawracałem sobie głowy wypowiedzianym swego czasu przez prezydenta Kennedy’ego, a dziś historycznym już zdaniem: „Ich bin ein Berliner”. Tym bardziej, ma się rozumieć, nie mam pojęcia, czego dotyczyło całe wystąpienie Kennedy’ego do Niemców i co jeszcze on tam im wtedy powiedział. Nie wiem też oczywiście, jak na owe słowa i na całe wystąpienie zaregowali sami Niemcy, jakie były komentarze niemieckich polityków i mediów. Krótko mówiąc, poza tym jednym zdaniem: „Ich bin ein Berliner”,  oraz nazwiskiem jego autora, nie wiem na ten temat już nic więcej.

     Ktoś być może wprawdzie zainteresuje się, skąd w takim razie dziś ten temat, jednak jestem pewien, że większość czytelników tego bloga już się domyśla. Owszem, zainspirowało mnie tu warszawskie wystąpienie Donalda Trumpa, sposób w jaki na nie zareagowali Polacy, no, a przede wszystkim to, jak zarówno samo przemówienie, jak i powszechny entuzjazm, jaki ono wzbudziło, został potraktowany przez pewną szczególną część komentatorów. Dziś już pewnie wszyscy wystarczająco dobrze znamy owo wystąpienie, by potrafić cytować z niego przeróżne fragmenty i się nimi odpowiednio emocjonować, jednak nie ma, jak sądzę, żadnego sposobu, by zgadnąć, który jego fragment będzie tym jednym, który zapisze się w historii, podobnie jak się zapisało owo „Ich bin ein Berliner”. To jednak, że to przemówienie już dziś jest wydarzeniem historycznym, nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości.

     I oto, jak słyszę, kiedy już na temat wystąpienia prezydenta Trumpa ustami Włodzimierza Cimoszewicza wypowiedziała się telewizja TVN24, na Twitterze doszło do wymiany między Markiem Migalskim, a Tomaszem Lisem, gdzie najpierw Migalski wyraził przypuszczenie, że wystąpienie Trumpa nie ma żadnego znaczenia, jako że już za parę dni, nawet jeśli ktoś je zachowa w pamięci, to nikt nie będzie z niego pamiętał jednego fragmentu, na co Lis zażartował, że pozostanie tylko satysfakcja, że „Hamerykanie przywieźli paciorki”.

     No a ja wracam pamięcią do tamtego wystąpienia, jakie przed laty Kennedy skierował do Niemców i znów się zastanawiam, jak na nie wówczas zareagowali sami Niemcy i jak ono zostało potraktowane przez polityków i media. Czy ktokolwiek z Kennedy’ego i ze słuchających go Niemców szydził? Czy ktokolwiek szydził z Niemców, których owo „Ich bin ein berliner” poruszyło, szydził, mówiąc, że oto „Hamerykanie przywieźli paciorki”? Czy wreszcie ktokolwiek pochylał się w zadumie nad niemieckim społeczeństwem, zastanawiając się, co komu po tych kilku pustych i w sposób oczywiście nieszczerych słowach i gestach?  Myślę sobie o tym i bardzo powaznie biorę pod uwagę taką ewentualność, że było dokładnie tak samo, jak dziś jest u nas w Polsce. W końcu musimy pamiętać, jakie to były czasy i jak bardzo zarówno niemiecka polityka, jak i media, musiały być infiltrowane przez sowiecką agenturę. Kto wie, czy nie bardziej nawet, niż Polska dziś. A zatem jest bardzo możliwe, że i wtedy w Niemczech pojawiały się opinię, że cała ta gadka o byciu Berlińczykiem to zaledwie paciorki przywiezione Niemcom przez „Hamerykanów”.

     Ale jest jeszcze coś, na co wpadłem – jak mówię, dotychczas ani Kennedy, ani tamta wizyta, nie interesowały mnie w najmniejszym stopniu – nieomal przed chwilą. Otóż, jak czytam, przygotowując swoje berlińskie wystąpienie, Kennedy brał pod uwagę, ostatecznie niewykorzystane, następujące zdanie: „Lasst sie nach Berlin kommen”, co tłumaczymy jako: „Niech przyjadą do Berlina”. Otóż, jak wiemy, przemawiając na Placu Krasińskich, Donald Trump w pewnym momencie powiedział tak: „If anyone forgets the critical importance of these things, let them come to one country that never has, let them come to Poland... and let them come here to Warsaw and learn the story of the Warsaw Uprising” (Jesli komuś przyjdzie zapomnieć, jak to wszystko jest ważne, niech przyjedzie kraju, który nigdy nie zapomniał, niech przyjedzie do Polski… niech przyjedzie tu do Warszawy i usłyszy opowieść o Warszawskim Powstaniu).

      A więc może wreszcie, po tych wszystkich latach, wróci do nas tamto zdanie, tyle że w nowym zupełnie kształcie: „Przyjedźcie do Polski, przyjedźcie do Warszawy”.  A może to będzie coś zupełnie innego? W końcu, jak wiemy, tam naprawdę jest z czego wybierać. Coś jednak z pewnością pozostanie. I to jest całkowicie pewne. Niemal tak samo pewne jak to, że za te 30, czy 40, czy 50 lat, nikomu ani do głowy nie przyjdzie myśleć, że tam gdzieś się przy tym wszystkim kręcili jacyś ruscy agenci, którzy coś tam rozprawiali na temat „paciorków” i „Hamerykanów”.

 

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie można kupować moje książki.

 



tagi: donald trump  warszawskie wystąpienie  tomasz lis  john kennedy 

krzysztof-osiejuk
8 lipca 2017 11:42
6     1515    2 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @krzysztof-osiejuk
8 lipca 2017 12:21

Migalski to mógłby jakiś drugi tom tej porno- politycznej powieści skrobnąć. Może pisanie nie idzie mu dużo lepiej niż komentowanie, ale więcej czasu zajmuje, więc dłużej siedzi cicho...

zaloguj się by móc komentować


marianna @krzysztof-osiejuk
8 lipca 2017 15:13

Po wojnie Berlin został podzielony na cztery sektory. Trzy - brytyjski, francuzki i amerykański zwane Berlinem Zach. i sowiecki - Berlin Wsch. Można się było między nimi poruszać, odwiedzać rodziny, znajomych. W sierpniu 1961 r. władze Berlina Wsch. wybudowały mur - o ile pamiętam to w ciągu jednej nocy - który rozdzielił rodziny. Rozgrywały się dantejskie sceny. Dwa lata później JFK będąc z wizytą w Berlinie Zach. wypowiedział te słowa   współczując tym których to dotknęło i identyfikując się z nimi. Cztery lata później byłam pod Bramą Brandenburską i znajomy Niemiec z wielką atencją dla JFK o tym mi opowiedział. Dodam, że Niemcy wówczas pałali nienawiścią do Rosjan i Amerykanów.

 

zaloguj się by móc komentować

onyx @krzysztof-osiejuk
8 lipca 2017 15:20

Tej ruskiej nacji wypełzło całe mrowie, samo pojawienie się gdzieś D. Trumpa zrywa im pieczęcie z głów i mówią bez liczenia się z kosztami swoich wystąpień. Choć wiedzą też że czas im się skończył i walczą o resztki jak bokser w dwunastej rundzie który przegrywa sromotnie na punkty wiedząc że rywala już nie pokona.

http://www.polskatimes.pl/opinie/wywiady/a/trump-w-polsce-prof-bohdan-szklarski-prezydent-usa-przyjechal-do-europy-w-warszawie-sie-przespi,12242650/

"Nie przesadzajmy, że przyjechał do nas, on przyjechał do Europy. U nas się prześpi, bo musi to gdzieś zrobić przed wizytą w Hamburgu."

W Hamburgu za głośno by usnąć, no i hoteli brak. Dobrze, że pan profesor Szklarski nie pojechał po całości i nie powiedział, że D. Trump przyleciał do Warszawy skorzystać z WC, choć taki wydźwięk ma to jego biadolenie.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 8 lipca 2017 12:21
8 lipca 2017 18:05

Faktycznie i nikt tego nie czyta. Najwyżej Lis z Michnikiem, żeby przygotować jakiś wywiud rzekę. 

Ale jednak tow. Cimoszko i tow. Lis mizdrzą się w imieniu środowiska które jest główną przeszkodą w naszym podróżowaniu do Usa bez wiz. 

zaloguj się by móc komentować

Bialkowski @krzysztof-osiejuk
8 lipca 2017 22:06

Wtedy Niemcy pamietali jeszcze plan Marshalla, ktory pozwolil im stanac na nogi po wojnie. My takiego konfortu nie mielismy. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować