-

krzysztof-osiejuk : To ja

Sie kocha, sie daje, sie wie, sie ma

          Przez media przeleciała informacja o pewnym tanim cwaniaku, jeszcze niemal dziecku, występującym jako Michał Siniecki,  „Celebrity & Sports General Manager”, który zorganizował internetową zbiórkę 500 tys. zł. na nieistniejącego Antosia, z nieistniejącym nowotworem oka, i w ten sposób błyskawicznie zbrał te niemal pół miliona, przeznaczając je na pokrycie jakichś swoich długów, oraz – i to już dla czystego zbytku – zakup tego i owego. Jak dokładnie przebiegła owa akcja, nie wiadomo, ale ze strzepów pojawiających się informacji można się dowiedzieć, że ów ciekawy człowiek najpierw skontaktował się z fundacją o bardzo fajnej nazwie „siepomaga”, która jednak od razu się zorientowała, że ma do czynienia z oszustem i Sinieckiego pogoniła, zamiast jednak natychmiast powiadomić policję, wróciła do swoich interesów. W tej sytuacji, jak się zdaje, ten się zwrócił do czegoś, co się nazywa „pomagam.pl” i tam, owszem, udało mu się swój przekręt uruchomić, i to w dodatku, jak donoszą wspomniane media, na tyle skutecznie, że na jego konto przelały pieniądze takie gwiazdy, jak Robert Lewandowski z żoną, koszykarz Marcin Gortat, śpiewający bliźniacy Golcowie i wielu, wielu innych. Jak mu się to udało, możemy już tylko zgadywać, ale jedna z możliwości jest taka, że wszystko zaczęło się od listu, jaki Siniecki, jako „ojciec Antosia” napisał do aktorki Katarzyny Zielińskiej, która, jak sama opowiada, tak się wzruszyła Sinieckiego opowieścią, że natychmiast o wszystkim  opowiedziała swojej koleżance, dziennikarce i również aktorce, Marzenie Rogalskiej, no i to one skołowały najpierw Gortata, a ten już tylko uruchomił lawinę. Dziś Siniecki już siedzi i występuje jako Michał S., ja natomiast mam w związku z tym co słyszmy  dwie, a może i trzy refleksje. Pierwsza jest taka, że nie jestem w stanie pojąć, jakim trzeba być głupcem, żeby się tak fatalnie wystawić. Przecież, z pewnością doskonale znając ów biznes, mógł ów „celebrity & sports general manager” wybrać sobie dziecko chore rzeczywiście, których wszędzie jest przecież dużo za dużo, a dalej postępując dokładnie tak, jak postępował, dziś nie dość, że byłby bardzo zamożnym człowiekiem, to jeszcze komuś by tam może nawet uratował życie i chodził w glorii dobroczyńcy. No ale wygląda na to, że on się dzielić choćby w minimalnym stopniu nie chciał i teraz za swoje zidioceie pójdzie siedzieć.

     Druga refleksja związana jest z działalnością dziś już jak się zdaje setek, a może tysięcy biznesowych organizacji o równie ładnych nazwach, takich jak „siezyje”, „siekocha”, „siedaje”, „siedzieli”, czy „sieratuje”. Otóż zajrzałem na stronę owego siepomaga.pl i od góry do dołu widzę zdjęcia niezliczonych biednych dzieci i teksty, których nastrój jest dokładnie taki, by dawał gwarancję, że poruszy emocje osób takich jak Katarzyna Zielińska i jej koleżanka Marzena Rogalska. Posłuchajmy:

     „Nie odchodź córeczko, to jeszcze nie czas”.

     „Ile czasu zostało mi z córeczką?

     „Uciszyć burzę zanim zabierze nam Agatkę”.

     „Bóg się, mamo, nie pomylił”.

     „Ocalić życie małego serduszka”.

     „Boję się, że któregoś dnia zniknę”.

     „Czy urodziłem się by cierpieć?

     „Milczący aniołek”.

     I tak dalej, i tak dalej bez końca, wręcz nie do wytrzymania, te zdjęcia umęczonych dzieci, a do każdego z nich jeszcze opis szczegółów, ułożony w taki sposób, jakby tam już tylko odbywał się konkurs na to, kto z nich jako pierwszy każe się nam popłakać.

     Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja jestem pełen współczucia dla tych dzieci i rozumiem desperację ich rodziców, którzy postanowili się w ten własnie sposób zwrócić o pomoc. Pewnie sam, gdybym się znalazł w podobej sytuacji, gotów bym pójść wszędzie i zrobić wszystko co trzeba, by mieć szanse na ratunek. To natomiast co mnie w tym wszystkim naprawdę przeraża i jest pierwszym powodem, dla którego dziś piszę ten tekst, jest to, że dobroczynność organizowana w ten właśnie sposób jest niemal z automatu skazana na przynajmniej moralną porażkę. No bo zastanówmy się jak to wszystko wygląda? W jaki to choćby sposób osoby administrujące stroną fundacji podejmują decyzję o tym, kto się znajdzie na pierwszej stronie i w dodatku na samej jej górze, a komu przypadnie los tego, do którego można dojść dopiero po wykonaniu pięćdziesięciu kliknięć w guzisk z napisem „pokaż więcej”? No ale niech będzie, że te setki  – bo myślę, że to może być taka właśnie liczba – zdjęć jest wyświetlanych na zmianę i w końcu każdy znajdzie się na czele kolejki. No ale nawet wtedy musimy się zastanowić się, jak to wygląda z punktu widzenia najbardziej zainteresowanych, czyli rodziców i ich dzieci. Przecież to jest nic innego jak jakieś ponure targowisko, gdzie towarem jest ludzkie nieszczęście, a my tak chodzimy od jednego do drugiego i zastanawiamy się, które z nich  nas bardziej wzruszyło – ten aniołek, czy tamta córeczka? Przecież to jest coś tak potwornego, że nie da się o tym spokojnie myśleć.

      I nie oszukujmy się. Przy dobroczynności zorganizowanej w ten właśnie sposób, nikt z nas, potencjalnych dobroczyńców, nie ma najmniejszych szans, by w tym wszystkim zachować twarz. W momencie gdy tylko siądziemy przed komputerem w szczerym zamiarze udzielenia któremuś z tych dzieci pomocy, natychmiast wpadamy w pułapkę z której nie mamy szans się wydostać. I nawet jeśli w końcu nasze wzruszenie każe nam pomóc trzem, czterem, czy dwudzieestu z tych biednych, chorych dzieci, jeśli tylko mamy sumienie, nie możemy w końcu zadać sobie pytania: „A czemu nie tamtemu?” Bo zabrakło nam pieniędzy? A może dlatego, że nie mieliśmy już więcej czasu? A może tamte inne nie zrobiły na nas takiego wrażenia, bo ich rodzice nie potrafili ułożyć odpowiednio mocnego tekstu? No pięknie! To jest naprawdę coś pięknego!

      No i jest trzecia jeszcze refleksja, która tak naprawdę się już tu pojawiła przed laty. Rzez w tym, że dobroczynność tego typu nie jest żadną dobroczynnością. Z niej wynika dokładnie tyle samo dobra, co zła, a i to w najlepszym wypadku. Bo nawet jeśli przyjmiemy, że przypadek Michała S. stanowi ponury wyjątek, to i tak na samym końcu pozostaje wyłącznie szelest przewracanych kartek i skrzypienie ołówków po ich białej jak śnieg powierzchni. A, jak wiemy, w kartce papieru i tak nie ma wystarczającej liczby atomów, by sięgnąć Słońca, a co dopiero Nieba.

 

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia moje książki.

 



tagi: dobroczynność  michał siniecki  sie pomaga 

krzysztof-osiejuk
14 lipca 2017 10:13
8     2128    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

jolanta-gancarz @krzysztof-osiejuk
14 lipca 2017 11:25

Ten Siniecki poszedł tylko w ślady pewnego przyjemniaczka ze znanej rodziny wychowawców narodu: https://www.wprost.pl/388555/Skandal-w-fundacji-pomocy-dzieciom

Natomiast jeśli chodzi o praktyczną stronę takiej fundacyjnej pomocowej, to większość z nich służy rzeczywiście za słup ogłoszeniowy, a od inwencji rodziców chorych dzieci zależy przepływ informacji.

Mam koleżankę, opiekującą się od prawie 20 lat nieuleczalnie chorą córką, która kilka lat temu postanowiła skorzystać z pomocy jednej z fundacji. Polega to na stworzeniu tam subkonta z informacją o dziecku (i jego chorobie), na które można wpłacać darowizny albo odpisy 1% podatku. Rodzice mogą śledzić wpływy i dokonywać wydatków, z których muszą się rozliczać z fundacją. Wiele zależy od tego, jak daleko dotrze wiadomość o subkoncie. W przypadku koleżanki, oprócz kanałów przyjacielskich, odbywa się to za pośrednictwem parafii, na której stronie umieszczone są potrzebne do wpłaty informacje (także kilku innych chorych dzieci). Myślę, że działa to nieźle własnie dzięki temu pośrednictwu. Pozwala to też zachować pewność, że nie mamy do czynienia z oszustwem, bo albo wszyscy znają sytuację obdarowanych, albo ufają wiarygodności swoich znajomych.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @krzysztof-osiejuk
14 lipca 2017 11:28

Dokładnie. Nie bardzo jest jak to ugryźć, bo wszelka uwaga kończy się z tamtej strony tekstem: "Przecież pomagamy! A ty tylko siedzisz i gadasz!"

Myśle, że każda tzw. dobroczynność w odwerwaniu od Kościoła tak się kończy.

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @krzysztof-osiejuk
14 lipca 2017 15:11

Jak sie ma, to siema.

zaloguj się by móc komentować

Paris @jolanta-gancarz 14 lipca 2017 11:25
14 lipca 2017 21:44

Rzeczywiscie, ze ten Siniecki to nie pierwszy i nie ostatni taki "cfaniak pomocowy" !!!   Swoja droga jak wyglada to cale, dete pomocowe "cielebryctwo"... delikatnie i elegancko rzecz ujmujac... jak pol doopy za krzaka !!! 

Aktorka Zielinska... dziennikarka Rogalska... Gortat... a potem to juz poooszla lawina... obydwa Golce... Lewandowskie... Majdany...  "elyta  pudelkowa"  !!!    Co za syf i obciach !!!

A propos Spiewak'ow rodziny...

... tam jest jeszcze jeden zlodziejski "filantrop" oprocz tego zlodzieja i hochsztaplera z  fundacji "kidprotect"  Jakuba Spiewaka... tam jest jeszcze  Jan Spiewak ze "stowazyszenia"  MJN... tez drobny cwaniak znalazl se nisze do pomocy... tym razem poszkodowanym lokatorom, ofiarom przestepczej dzialalnosci HGW.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @krzysztof-osiejuk
14 lipca 2017 22:06

Śpiewająco zajęli się filantropią;-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @jolanta-gancarz 14 lipca 2017 22:06
14 lipca 2017 22:07

Przepraszam, to miało być do Paris;-)

zaloguj się by móc komentować

Paris @jolanta-gancarz 14 lipca 2017 22:06
14 lipca 2017 22:29

No tak sie ten drugi "filantrop spiewaczy" wczul w role "obroncy ucisnionyh lokatoruf", ze chyba sam caly ruch im. Jolanty Brzozowskiej chce zastapic... tak sie Jan Spiewak wzmozyl i "zaktywizowal", ze az oblakany portal sakiewiczowy zaczal go wymieniac w swoich relacjach z komisji Jakiego...

... zupelnie tak jakby innych obroncow przed haniebnymi zakusami HGW w Warszawie zabraklo... tylko jeden Jan Spiewak ze zlodziejskiej POpapranej rodziny ocalal !!! 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować