O pewnej śmierci i o psach, które nie zawyły
W piątkową noc siedziałem tu jak zwykle, przygotowując kolejny tekst, jak zwykle spoglądałem od czasu do czasu w telewizor, na którym, jak zwykle, nadawała stacja TVP Info, i nagle ujrzałem wiadomość, że zmarła Irena Szewińska, no a chwilę później zwykły program został przerwany, połączono się z Andrzejem Supronem, wybitnym polskim zapaśnikiem, mistrzem świata i Europy, a jednocześnie, jak się okazuje, bliskim przyjacielem Szewińskiej, no i on z wielkim wzruszeniem zaczął opowiadać o swojej zmarłej koleżance. Po Supronie pojawił się kolejny komentator, po nim kolejny i coc w TVP Info przerodził się w czas wspomnień po owej wspaniałej kobiecie. W pewnym momencie pomyślałem, że zajrzę do TVN-u, by sprawdzić, co mówią oni… i proszę sobie wyobrazić, że tam, normalnie, polityka, a o tej śmierci ani słowa. Zajrzałem na Onet, no a tam z kolei na pierwszym miejscu wiadomość, której nie zapamiętałem, po niej informacja, że piosenkarka Nosowska była czymś bardzo zdziwiona, a dopiero na trzecim miejscu wiadomość o tym, że oto po ciężkiej chorobie zmarła siedmiokrotna medalistka igrzysk olimpijskich (3 medale złote, 2 srebrne i 2 brązowe), oraz dziesięciokrotna medalistka mistrzostw Europy (10 medali na otwartym stadionie i 3 w hali), w roku 1974 ogłoszona przez agencję prasową United Press International pierwszą sportsmenką świata, no i wreszcie przez wiele lat najszybszą kobietą na świecie, czyli ktoś, kogo można zestawić tylko z takim Useinem Boltem, a i to nie do końca, biorąc pod uwagę, że Bolt biegał wyłącznie 100 metrów, a Szewińska biła rekordy na 100, 200 i 400 metrów, i jeszcze z sukcesem skakała w dal. A zatem musimy stwierdzić, że kiedy zmarł być może najznakomitszy sportowiec w historii światowego sportu, część z nas uznała, że informacja o tym, że Kasia Nosowska czegoś nie rozumie, jest ważniejsza.
Ja natomiast mam problem z Szewińską właśnie, a po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że on istnieje, kiedy jeszcze w zeszłym roku z okazji wizyty w Polsce brytyjskiej pary książęcej Williama i Kate zorganizowano wielkie garden party, na które zostały zaproszone największe gwiazdy polskich mediów, a wśród nich, jakimś nigdy do końca nie wyjaśnionym cudem, również Irenę Szewińską. Oglądałem w telewizji transmisję z owej uroczystości i nagle zobaczyłem Szewińską, jak stoi tam z boku, kompletnie samotna z tą swoją torebką i nieśmiałym uśmiechem, i pies z kulawą nogą nawet na nią nie zaszczeka. Cała uwaga bohaterów tego dnia, no i w konsekwencji mediów oraz zgromadzonych gości, koncentrowała się na wszystkim, choćby na koszykarzu Gortacie i jego aktualnej cizi, aktorce Bachledzie Curuś, a nie na Szewińskiej. Widok Szewińskiej, tak strasznie odrzuconej, a jednocześnie tak skromnej, zrobił na mnie takie wrażenie, że wysłałem do „Warszawskiej Gazety” specjalny w tym temacie tekst, który – za co zostałem tu niedawno tak fatalnie skrytykowany – następnie opublikowałem tu na blogu, no a dziś słyszę, że ona prawdopodobnie już wtedy stawała do swego ostatniego biegu. Dziś oczywiście wszyscy omawiają tę śmierć, jednak ja znów stwierdzam z bólem serca, że był moment, kiedy ta strata nie zasługiwała nawet na to, by konkurować ze zmartwieniami jednej z polskich popowych piosenkarek.
Informację o śmierci Szewińskiej w jednej chwili wrzuciłem na Facebooka z uwagą, że świat ani nie drgnął. Dziś pod tą notką pojawiło się parę komentarzy, w tym jeden o tym, że Szewińska to Żydówka.
Niech Dobry Bog ma nas w Swojej opiece, a na sam koniec zamieszczam piękny wiersz e.e. cummingsa o Buffalo Billu:
Buffalo Bill ’s
defunct
who used to
ride a watersmooth-silver
stallion
and break onetwothreefourfive pigeonsjustlikethat
Jesus
he was a handsome man
and what i want to know is
how do you like your blue-eyed boy
Mister Death
A moje książki są tam gdzie zawsze.
tagi: irena szewińska
![]() |
krzysztof-osiejuk |
1 lipca 2018 09:48 |
Komentarze:
![]() |
stanislaw-orda @krzysztof-osiejuk |
1 lipca 2018 10:16 |
W fermach hodowlanych funkcjonalnych bałwochwalców (neopogan), czyli zuniformizowanych soc-liber society, prawdziwe wartości stają się drażniącym dysonansem. Zatem wypada udawać, że nie istnieją. Że ich nie ma i nigdy nie było.
![]() |
betacool @krzysztof-osiejuk |
1 lipca 2018 21:16 |
Ale cisza. Załóżmy, że to z szacunku i zadumy.
![]() |
krzysztof-osiejuk @krzysztof-osiejuk |
1 lipca 2018 21:37 |
Obawiam się że nie.
![]() |
MarekBielany @krzysztof-osiejuk |
1 lipca 2018 22:04 |
W pierwszym dowodzie osobistym było/jest wpisane ręcznie - piwne.
1976 koniec olimpiady - pożegnanie wschodnio mazurskich gospodarzy - to niesamowite ! Ostatnie 100 metrów i WR ! ... i długa podróż do domu..
![]() |
Grzeralts @betacool 1 lipca 2018 21:16 |
1 lipca 2018 22:50 |
A co tu komentować? Gdybyśmy taką wypowiedź komentowali w realu, to po chwili milczenia ktoś powiedziałby: "polej".
![]() |
Magazynier @krzysztof-osiejuk |
2 lipca 2018 12:01 |
"Jesus
he was a handsome man"
... and He is still one and in a perfect shape.
Dzięki za ten wpis. Ostatnio siadła mi kondycja po tych egzaminach i podróżach i nie mam za bardzo siły ani pisać ani grzebać w sieci. Czasem tylko zerknę na wiadomości wp bo poczta zamienia mi się na stronę główną wp. A tam nic tylko zjazd po równi naszych piłkarzy w Moskwie, najwyżej jeszcze Morawiecki i IPN, pozatym sposoby na odchudzanie i orgazm, ględzenie Tuska, Giertycha i Wałęsy. O Szewińskiej ani tyciu! Dobrze że przynajmniej tvp.
Jezus Pan, najpiękniejszy z synów ludzkich, już to wynagrodził jej.
Ps. Dzięki za wiersz Cummingsa. Fajny też ma wiersz o ojcu: "My father moved through the dooms of love". Nie dawno był dzień ojca.
https://www.poets.org/poetsorg/poem/my-father-moved-through-dooms-love-0